Złota szkatułka zawierająca włosy św. Klary z Asyżu. Złota szkatułka zawierająca włosy św. Klary z Asyżu. UIG / Forum
Człowiek

Biznes z aureolą

Najcenniejsze relikwie to te związane z życiem i działalnością Jezusa. Problem w tym, że na rynku jest ich więcej, niż powinno. Na zdj. ilustracja Całunu z Manoppello, zdobiąca rękopis Mistrza Guilleberta z Metzu (1450).Granger/Forum Najcenniejsze relikwie to te związane z życiem i działalnością Jezusa. Problem w tym, że na rynku jest ich więcej, niż powinno. Na zdj. ilustracja Całunu z Manoppello, zdobiąca rękopis Mistrza Guilleberta z Metzu (1450).
Jedna z najcenniejszych relikwii związanych z polskim papieżem – sutanna nazna­czona krwią podczas zamachu – znajduje się w sanktuarium Świętego Jana Pawła II w Krakowie.Jakub Porzycki/Forum Jedna z najcenniejszych relikwii związanych z polskim papieżem – sutanna nazna­czona krwią podczas zamachu – znajduje się w sanktuarium Świętego Jana Pawła II w Krakowie.
Relikwiarzyk z partykułą relikwii św. Mateusza Ewangelisty, ­wystawiony w Muzeum Narodowym w KrakowiePaweł Czernicki/Muzeum Narodowe w Krakowie Relikwiarzyk z partykułą relikwii św. Mateusza Ewangelisty, ­wystawiony w Muzeum Narodowym w Krakowie
Sarkofag z ­relikwiami św. Spirydona. Święta Góra Grabarka.Agencja Wschód/Forum Sarkofag z ­relikwiami św. Spirydona. Święta Góra Grabarka.
W klasztorze Świętej Teresy (Hiszpania, Ávila) znajduje się szafa z relikwiami należącymi do świętej.BEW W klasztorze Świętej Teresy (Hiszpania, Ávila) znajduje się szafa z relikwiami należącymi do świętej.
Jedna z najcenniejszych relikwii na świecie – korona cierniowa Jezusa z katedry Notre Dame.BEW Jedna z najcenniejszych relikwii na świecie – korona cierniowa Jezusa z katedry Notre Dame.
Raz w roku w ­bazylice Santa Maria Maggiore w Rzymie wystawiana jest „święta kołyska” Jezusa, ­licząca ponad 2 tys. lat.BEW Raz w roku w ­bazylice Santa Maria Maggiore w Rzymie wystawiana jest „święta kołyska” Jezusa, ­licząca ponad 2 tys. lat.
Wewnętrzna komora ­relikwiarza Prawdziwego Krzyża. Znajdują się w nim fragmenty krzyża, na którym skonał Jezus.BEW Wewnętrzna komora ­relikwiarza Prawdziwego Krzyża. Znajdują się w nim fragmenty krzyża, na którym skonał Jezus.
Fragment sukni Marii wystawiony w katedrze w Chartres.Wikipedia Fragment sukni Marii wystawiony w katedrze w Chartres.
Mimo upływu wieków handel relikwiami ma się wyśmienicie. Choć stare stragany zastąpił dziś internet, jedno pozostało niezmienne – na naiwności wiernych najlepiej wychodzą naciągacze.

Rąbek materiału otarty o włosy z brody świętego Maksymiliana Kolbego, różaniec z materiałem, którego dotykała święta Faustyna Kowalska, gram ziemi z klasztoru Ojca Pio, kamyczek z Ziemi Świętej, gdzie nauczał Jezus, czy źdźbło słomy z siennika, na którym spała zakonnica Maria Maravillas, to tylko kilka spośród tysięcy relikwii, jakie w ostatnim czasie można było nabyć za pośrednictwem internetu. W samym serwisie eBay każdego dnia w tej kategorii wystawianych jest kilka tysięcy ofert. Ceny wahają się od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Wszystko zależy od tego, z czym mamy do czynienia i jak bardzo wiarygodna jest relikwia, którą chcemy kupić. Co bardziej przewidujący już teraz skupują przedmioty należące do papieża Franciszka, wierząc, że w przyszłości i on wejdzie w poczet świętych (komplet 2 oryginalnych różańców głowy Kościoła można kupić za 870 zł). Z kolei w dobie pandemii największą popularnością cieszą się relikwie związane ze świętymi chroniącymi od chorób.

Zdumiewające, że w XXI w. handel relikwiami wcale nie stracił na popularności. Popytu na święte precjoza nie zmniejszyły ani postępująca sekularyzacja, ani rozwój nauki. Mało tego, dostęp do relikwii jeszcze nigdy nie był tak łatwy jak obecnie. I tylko oszuści zacierają ręce. Podobno gdyby zebrać rozsiewane po świecie wszystkie „oryginalne” fragmenty krzyża, na którym skonał Jezus, powstałby z nich kościół. Podobnie jest z częściami ciała wielu świętych dostojników. Kiedy w 1949 r. dokonano spisu relikwii we wszystkich włoskich kościołach, okazało się, że jest w nich 18 rąk św. Jakuba, 11 dłoni św. Teresy i 60 palców Jana Chrzciciela.

Święta produkcja

Szacunek okazywany zmarłym pojawia się we wszystkich religiach i kulturach, ale to chrześcijaństwo uczyniło z relikwii ważną część kultu. Relikwie to obiekty osobliwe, łączące w sobie to, co „materialne i niematerialne, zwykłe i święte, fizyczne i duchowe”. Tak przynajmniej widzi je antropolog prof. Joanna Tokarska-Bakir i ma w tym względzie wiele racji. Już samo zdefiniowanie tych świętości jest problematyczne, gdyż w obrębie jednego pojęcia sklasyfikowano trzy grupy przedmiotów kultu. Za najcenniejsze relikwie – pierwszego stopnia – uznaje się części ciała osób uznanych przez Kościół za święte lub błogosławione, a także przedmioty związane bezpośrednio z życiem i śmiercią Jezusa: krzyż, na którym skonał, włócznia, którą przebito jego bok, kielich, z którego pił podczas Ostatniej Wieczerzy, itd. Do czasów współczesnych przetrwały m.in. język św. Antoniego z Padwy, ciało św. Marka czy krew św. Januarego, patrona Neapolu. Wiele osób dopiero po pożarze Notre Dame dowiedziało się, że w skarbcu francuskiej katedry przechowywano najcenniejszą w Kościele katolickim relikwię – fragmenty korony cierniowej Jezusa (ocalała).

Relikwie drugiego stopnia to wszelka odzież i jej fragmenty należące do błogosławionych i świętych, a także rzeczy osobistego użytku, towarzyszące im za życia. Za przykład może posłużyć wystawiony niedawno na internetowej aukcji fragment sutanny papieża Jana XXIII. Na 200 tys. kawałków podzielono także sutannę Jana Pawła II. I tu ciekawostka: pojedyncza nitka z owej szaty jest najmniejszą relikwią związaną z papieżem Polakiem, jaka istnieje. Najsłynniejszą egzemplifikacją tego typu świętości jest jednak Całun Turyński, czyli płótno, w które – jak niektórzy wierzą – owinięto ciało Jezusa po ukrzyżowaniu. Cenne o tyle, że odcisnęły się na nim ślady tortur.

Najogólniejszą grupę relikwii stanowią te trzeciego stopnia. Reprezentują je przedmioty należące do świętego, których używał za życia, choć w tym przypadku wystarczy, by choć raz ich dotknął. Mało tego, wystarczy potrzeć jakiś przedmiot o rzecz należącą kiedyś do świętego lub błogosławionego, by i ten stał się relikwią trzeciego stopnia. Nic zatem dziwnego, że jest ich dzisiaj tak wiele. Powyższy przykład łatwo zilustrować, patrząc na pielgrzymów odwiedzających dom Karola Wojtyły w Wadowicach, którzy własnoręcznie „produkują” relikwie. Choć przedstawiają one najniższą wartość, dla wierzących nie ma to znaczenia. Uznawane są za równorzędne przedmioty kultu.

Ciekawy jest aspekt samej obecności ciała świętego wśród wiernych, którzy nie zawsze poprzestają na samej modlitwie. „Jako osobliwy przedmiot relikwia otaczana jest czcią i szacunkiem wiernych wyrażającym się cieleśnie, w ciele i poprzez ciało. Dlatego też wierni wchodzą w rozmaite interakcje z relikwiami świętego (…). Relikwia jest doświadczana zmysłowo przez dotknięcie, pocałunek, spojrzenie czy niesienie w procesji lub ozdabianie” – pisze Bartosz Arkuszewski z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ w pracy „Relikwia jako przedmiot osobliwy. Przyczynek do rozważań nad cielesnym aspektem religii”.

Na ten fizyczny kontakt zwracają uwagę nie tylko etnolodzy i antropolodzy, ale i teologowie. Już w IV w. Grzegorz z Nyssy pisał: „Ci, którzy trzymają ich [szczątki świętych] w objęciach, jakby było to żywe ciało w pełni rozkwitu: przez to wkraczają na scenę również wszystkie zmysły: wzrok, smak, słuch, a następnie, wylewając łzy uszanowania i cierpienia, kierują do męczennika swoje modlitwy o pomoc, jakby był on obecny”.

Oficjalne stanowisko Kościoła w sprawie handlu relikwiami brzmi jednoznacznie: obowiązuje całkowity zakaz. W 2017 r. przypomniała o tym Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych, wydając długi zbiór wytycznych dla diecezji katolickich na całym świecie. Zgodnie z jej przesłaniem relikwii nie można pokazywać „w miejscach nieuprawnionych lub profanowanych” ani używać w świętokradczych rytuałach. Nie ma również zgody na rozczłonkowywanie ciała świętych, jeśli nie otrzymało się na to oficjalnego zezwolenia Watykanu. Dyspozycje dotyczą jednak wyłącznie relikwii pierwszego stopnia, które chroni także prawo świeckie. Na pozostałe Kościół przymyka oko. Mało tego, duchowni sami robią wiele, by owo zainteresowanie relikwiami podtrzymać. Dzięki wprowadzonym w 1983 r. zmianom w procedurze kanonizacyjnej i beatyfikacyjnej, zwanym szybką ścieżką świętości, papież Jan Paweł II kanonizował o ponad połowę więcej świętych niż jego 33 poprzedników razem wziętych (nie licząc beatyfikacji). Na tej podstawie tylko w czasie jednego obrzędu Benedykt XVI beatyfikował aż 498 hiszpańskich męczenników. Skutkiem takich działań jest właśnie masowa produkcja relikwii.

Pomysły bez granic

Trudno określić, kiedy dokładnie handel relikwiami wymknął się spod kontroli. Pierwsze świątynie, w których odprawiano nabożeństwa, chrześcijanie zaczęli wznosić dopiero pod koniec IV w. Do tego czasu eucharystie sprawowano w prywatnych domach i miejscach pochówku męczenników. Mogiły odgrywały tym samym rolę integrującą społeczność chrześcijańską. Z czasem na grobach męczenników zaczęto wznosić ołtarze i całe świątynie – tak powstała m.in. Bazylika Świętego Piotra w Rzymie. Kult ciała towarzyszył więc wiernym od samego początku ruchu religijnego. Największy przełom nastąpił jednak w VI w., kiedy relikwie zaczęto umieszczać w ołtarzach, co od roku 787 (II sobór nicejski) stało się już obowiązkiem. Każdy nowo fundowany kościół musiał mieć w ołtarzu relikwię swojego patrona, pojawił się więc problem – popyt przewyższał podaż. To właśnie w odpowiedzi na deficyt rynkowy relikwii Kościół wyraził zgodę na dzielenie ich na mniejsze części, a następnie uznał za święte również szaty i przedmioty należące do błogosławionych.

Przekonanie o nadzwyczajnych właściwościach relikwii towarzyszyło wiernym od samego początku. Największą świętością naznaczone były szczątki męczenników, którzy oddali życie za wiarę. Ufano, że bliskość relikwii odmienia życie, przynosi szczęście, decyduje o urodzeniu zdrowego potomka, gwarantuje urodzaj na polach, a także przynosi pomyślność w bitwach. To dlatego co zamożniejsi rycerze umieszczali ich fragmenty pod swoimi zbrojami, a władcy wydawali krocie na sprowadzenie do zamku co znamienitszego świętego. Tomasz z Akwinu pisał: „Gdy czcimy świętych jako członków Chrystusa, jako dzieci Boże, jako naszych przyjaciół i orędowników, to tym samym czcimy także ich relikwie, zwłaszcza że ciała ich były świątyniami i narzędziami Ducha Świętego i w zmartwychwstaniu podobne będą do ciała Chrystusowego”.

Spośród średniowiecznych relikwii, o których wspominają źródła, warto wymienić ramę okna domu nazaretańskiego, fragment tuniki Marii, siano ze stajenki, w której narodził się Jezus, jego żłóbek, łzy i krople potu, pępowinę, a nawet... napletek. David Farley, amerykański publicysta i historyk, ustalił, że w wypadku tego ostatniego, który usunięto podczas obrzezania, mieliśmy do czynienia z zagadkowym fenomenem, bo jego posiadaniem szczyciło się aż 18 kościołów i klasztorów, w tym Bazylika św. Jana na Lateranie. Nie brakowało naiwnych, którzy byli przekonani o autentyczności podobnych pamiątek. Tym bardziej że relikwii oryginalnych w swej pomysłowości było w tamtym czasie więcej. Świątynia pod wezwaniem świętego Jerzego w Rzymie chwaliła się, iż posiada miecz, którym jej patron zgładził smoka, choć to i tak nic w porównaniu z innym francuskim kościołem, wystawiającym miecz i puklerz, których archanioł Michał miał użyć w starciu z samym diabłem. W Perugii przechowywano obrączkę ślubną Marii Panny, a w Wenecji – taboret, na którym ponoć lubiła przesiadywać.

Obsesja na punkcie świętych przedmiotów sięgnęła szczytów absurdu w XVI w. Jeden z klasztorów chwalił się, że ma słój z oddechem Jezusa! Przy takiej wiarygodności „oficjalnych” relikwii nie powinien dziwić fakt, że szybko pojawili się oszuści, którzy zaczęli zbijać fortuny na naiwności wiernych. Spośród wielu perełek będących w obiegu warto wspomnieć mleko Marii, którym karmiła malutkiego Jezusa, laskę Mojżesza, flakonik z perfumami Marii Magdaleny, ząb mleczny Dzieciątka, ziemię, z której Chrystus wstępował do nieba, kawałek kamienia, na którym siedział przy studni, a także – dlaczego nie – palec Ducha Świętego. Nie było takiej relikwii, która nie miałaby prawa istnieć, jeśli tylko znalazł się ktoś, kto był w stanie za nią zapłacić. Tak jest poniekąd do dziś. I choć ludzie nie są już może tak naiwni jak kilkaset lat temu, wiara w cudowną moc kupowanych świętości bywa silniejsza niż zdrowy rozsądek.

Już Jan Kalwin utyskiwał, że do udźwignięcia wszystkich istniejących odłamków krzyża potrzeba by 300 ludzi, mimo że Chrystus niósł narzędzie swej kaźni w pojedynkę. Gwoździ, którymi przybito Syna Bożego do krzyża, zachowało się z kolei 30, mimo że Biblia mówi o trzech. To, jak zyskowny może być handel relikwiami, ilustruje przypadek siennika Marii Maravillas. Podzielony na 100 tys. słomianych fragmentów, po odpowiedniej oprawie trafił na „rynek dóbr duchowych” w cenie 20 zł za sztukę. Łatwo policzyć, że cały siennik świętej wart był 2 mln zł. Do oszustw i naciągania wiernych dochodzi za znacznie mniejsze pieniądze.

Jedną z organizacji, która tropi naciągaczy, jest International Crusade for Holy Relics. Stojący na jej czele ksiądz Thomas J. Serafin wraz ze świtą ponad 200 wolontariuszy z całego świata przeczesuje aukcje internetowe, by zdyskredytować oszustów. To właśnie dzięki jego organizacji udało się udaremnić sprzedaż bandaży z krwią ze stygmatów Ojca Pio, wycenionych na 3 tys. dol., czy pukiel włosów świętego Franciszka z Asyżu za 600 dol. Ale przeszukiwanie serwisów aukcyjnych liczących setki milionów ogłoszeń wcale nie jest łatwe. Tym bardziej że oszuści potrafią się świetnie kamuflować i nieźle uwiarygodniać. Pisarz Steven Sora podaje przykład posługiwania się łacińskimi skrótami niezrozumiałymi dla większości ludzi i kończy swoją książkę „Treasures from Heaven” mało optymistyczną konkluzją: większość relikwii będących w obiegu to zwykłe fałszywki.

Marki z aureolą

Aby relikwia została uznana za autentyczną, musi posiadać certyfikat wydany przez władze kościelne. Dokument jest zazwyczaj podpisany i urzędowo opieczętowany. Jeśli więc ktoś decyduje się już na zakup w internecie, powinien się o niego upomnieć. Oczywiście jego brak nie musi od razu oznaczać oszustwa, powinien jednak wzbudzić naszą czujność. Nie inaczej jest w przypadku relikwii pierwszego stopnia, eksponowanych w świątyniach. Jak podaje Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych, w ich przypadku posiadanie odpowiednich dokumentów musi być bezwzględnie przestrzegane. Tylko w ten sposób Kościół jako instytucja może utrzymać monopol na zarządzanie precjozami świętych, relikwie bowiem stoją u podstaw całego ruchu pielgrzymkowego. A ten od zawsze generował ogromne dochody.

Tysiące ludzi gotowych przemierzać kontynent wszerz i wzdłuż, byle tylko zetknąć się z doczesnymi pozostałościami patronów uważanych za szczególnie przychylnych, to konkretne dochody: niegdyś dla klasztorów, opactw, a wreszcie całych miast. Podróżujący muszą się przecież gdzieś zatrzymać, coś jeść. Kupują pamiątki, składają ofiary. Kiedy w 1496 r. w katedrze w Akwizgranie wystawiono na widok publiczny przepaskę na biodra, którą Jezus miał na krzyżu, część gąbki, którą go ocierano, i całun Matki Boskiej, tylko jednego dnia przez świątynię przewinęło się 140 tys. ludzi. Dziś nic się nie zmieniło. Grób błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki na warszawskim Żoliborzu odwiedziło do tej pory ponad 20 mln wiernych.

Ciekawe podejście do relikwii zaprezentowali amerykańscy socjologowie Rodney Stark i William S. Bainbridge, którzy chcąc zrozumieć ich nieustający fenomen, postanowili spojrzeć na to zjawisko w kategoriach czysto biznesowych. Tym sposobem relikwie potraktowali jak towar, który trzeba sprzedać, wiernych jak klientów, duchownych jako sprzedawców, a kościoły niczym wielkie firmy. Nie pomylili się, stwierdzając, że „rynek dóbr duchowych” działa zgodnie z wszelkimi regułami ekonomii. Funkcjonują w nim przedsiębiorstwa, czasem w warunkach wolnej konkurencji, czasem monopolu lub odgórnej regulacji. Jest też rynek pierwotny i wtórny, a także czarny. Samych świętych można z kolei potraktować niczym marki – im wyższy ich prestiż, tym wyższa cena. Dobrą „marką” chętnie chwalą się jej właściciele, a jej cena rynkowa z roku na rok rośnie. Warto przy tej okazji pamiętać, by do lokaty kapitału – zarówno tego duchowego, jak i materialnego – podejść z rozsądkiem.

***

Dziennikarz, redaktor, popularyzator nauki

***

Reliwie w świetle prawa

Choć relikwie są chronione przepisami prawa kanonicznego, które uznaje ich sprzedaż za niegodną oraz zabrania ich przenoszenia na stałe lub rozporządzania ich stanem bez zgody Stolicy Apostolskiej, w ich przypadku ma zastosowanie także prawo świeckie. Mowa przede wszystkim o relikwiach pierwszego stopnia, w których kontekście padają pytania o status prawny zwłok ludzkich. Czy kilkusetletnie relikwie należy traktować jako zwłoki i stosować wobec nich właściwe im kryteria prawne, czy też jako zabytek będący obiektem kultury? Jak należy podchodzić do szczątków ludzkich wystawianych na widok publiczny? Decyzja o ich ekspozycji zawsze wymaga dokonania ważenia dóbr: z jednej strony poszanowania zwłok lub szczątków, z drugiej – korzyści naukowych lub dydaktycznych (edukacyjnych) związanych z pokazaniem danego obiektu szerszej publiczności. Inny problem to dzielenie relikwii na mniejsze części. Czy w tym kontekście nie dochodzi do zbezczeszczenia zwłok? W świetle przepisów prawa karnego znieważenie zwłok polega nie tylko na ich sprofanowaniu, uszkodzeniu, zniszczeniu, rozczłonkowaniu, ale również ułożeniu niezgodnym z wymogami kulturowymi, obnażeniu, opluciu, zjedzeniu czy po prostu wyjęciu z grobu. Dzielenie relikwii wypełnia więc te znamiona. Jak jednak zwracają uwagę Jacek Mazurkiewicz i Piotr Szymaniec, autorzy pracy „Nie wszystek umrę, wiele ze mnie tu zostanie… Aspekty prawne szczątków ludzkich jako dóbr kultury i integralności zwłok w tradycji kulturowej”, interpretacja tych przepisów zależy od czasu, miejsca i środowiska. „W różnych grupach społecznych odmienne zachowania mogą być uznane za znieważające lub nie. Jest to więc przestępstwo silnie zależne od obyczajów i kultury. Bardzo duże znaczenie ma również strona podmiotowa czynu, czyli stosunek psychiczny sprawcy. Przyjmuje się, że czyn ten można popełnić tylko celowo. Co to oznacza? Jeżeli brak jest chęci zbezczeszczenia, do przestępstwa w świetle prawa nie dochodzi. Podobny problem ma zresztą rozpatrywanie korzystania z ciał w celach naukowych. Oddanie ciała na cele naukowe łączy się przecież również z jego wykorzystaniem i rozczłonkowaniem” – piszą autorzy.

Wiedza i Życie 10/2020 (1030) z dnia 01.10.2020; Społeczeństwo; s. 64

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną