Tradycyjne rosyjskie łapcie wykonane z łyka brzozowego. Tradycyjne rosyjskie łapcie wykonane z łyka brzozowego. EvGavrilov / Shutterstock
Człowiek

Wynalazki ułatwiające życie

Everett Collection/Shutterstock
Tradycyjne holenderskie chodaki wykonane ręcznie z drewna.Viktoriia Zolotarova/Shutterstock Tradycyjne holenderskie chodaki wykonane ręcznie z drewna.
materiały prasowe
Trzeba sobie jakoś radzić w życiu, jak powiedział baca, zawiązując but dżdżownicą. To stare powiedzenie przychodzi do głowy, gdy zastanawiamy się nad historią wynalazków, które ułatwiały ludziom życie. A jest ich co niemiara.

Ze względu na nasze szwankujące z wiekiem zdrowie czy fizjologię osoby z duszą wynalazcy skupiały się m.in. na tym, by poprawić jakość naszego słuchu i wzroku, zabezpieczyć nasze stopy, zrobić coś, żeby nie brudzić sobie rąk podczas jedzenia, albo ułatwić kobietom życie podczas menstruacji.

Słuch

Jednym z ważnych zmysłów, który z wiekiem słabnie, jest słuch. W dawnych czasach osoby niedosłyszące po prostu przykładały do ucha dłoń zwiniętą w odpowiedni sposób, powiększając w ten sposób powierzchnię małżowiny usznej. To rzeczywiście poprawia słyszalność, ale zaledwie o kilka decybeli. Kolejnymi przyrządami były większe muszle albo wydrążone rogi zwierzęce. Dopiero w XIX w. rozpoczęto wytwarzanie trąbek słuchowych. Stosowano cały szereg materiałów – począwszy od metali takich jak cyna czy srebro, przez drążone drewno, a na gumie skończywszy. Wszystkie te urządzenia poprawiały nieco słyszalność, ale pasmo przenoszenia było dość wąskie. Potem zaczęliśmy coraz lepiej poznawać fizjologię słuchu. Okazało się, że poza klasycznym przewodnictwem powietrznym, gdy fala dźwiękowa dociera przez ucho do błony bębenkowej, mamy też przewodnictwo kostne. Pozwoliło to na skonstruowanie dentafonu – urządzenia przenoszącego dźwięk przez element dotykający górnych zębów.

Prawdziwy skok technologiczny zawdzięczamy jednak Alexandrowi Grahamowi Bellowi, którego żona była osobą niedosłyszącą. Pomógł mu fakt, że jego teść dysponował sporym majątkiem. Bell skonstruował mikrofon i głośnik węglowy, ale urządzenie to było zbyt nieporęczne, aby służyło jako aparat przenośny. Postępy w miniaturyzacji oraz rozwój technologii baterii to wiek XX. I dopiero wtedy powstały pierwsze naprawdę przenośne aparaty słuchowe. Dziś są one wyposażone w procesory cyfrowe, mikrofony kierunkowe i możliwość całkowicie indywidualnego dostosowania do potrzeb osoby z ubytkiem słuchu. Najnowsze urządzenie wykorzystywane w tej dziedzinie to implant ślimakowy. Jest to system elektroniczny składający się z dwóch części. Część wewnętrzna zostaje umieszczona chirurgicznie w pobliżu nerwu słuchowego, do którego podłącza się specjalną elektrodę. Zewnętrzna część urządzenia składa się z zespołu mikrofonów oraz procesora mowy. Komunikacja między tymi elementami odbywa się drogą radiową.

Wzrok

Co prawda nie ma jednoznacznych źródeł potwierdzających ten fakt, ale mówi się, że cesarz Neron, który cierpiał na silną krótkowzroczność, lubił oglądać pojedynki gladiatorów, zerkając przez odpowiednio oszlifowany duży szmaragd. Ale to nie od Nerona zaczęła się historia przedmiotów używanych do poprawy wzroku. Prawdopodobnie już ok. V w. w Chinach pojawiły się szklane przyrządy korygujące wzrok. Wspomina o nich w swoich tekstach podróżnik Marco Polo. Wiemy na pewno, że o samych soczewkach powiększających i pomniejszających obraz wspominał w swoim dziele „Optyka” Ptolemeusz (II w.). Rozpowszechnienie okularów jako takich datuje się na XIII w. Jedną z odmian okularów, bardzo popularną jeszcze w XX w., był monokl, czyli pojedyncza soczewka otoczona drutem, utrzymywana przez fałd skórny oczodołu i łuk brwiowy. Oczywiście jednooczne widzenie jest gorsze niż stereoskopowe, dlatego dość szybko wymyślono binokle (zwane też z niemiecka cwikierami). Przypominały one już nasze okulary, ale trzymały się na nosie dzięki sprężystości metalowego elementu łączącego soczewki. Używane były głównie przez mężczyzn, albowiem eleganckie kobiety wolały jednak lorgnon, czyli coś w rodzaju binokli z rączką. Niektóre bogato zdobione lorgnon bywały prawdziwymi dziełami sztuki.

Dziś oczywiście okulary też bywają bardziej lub mniej modne, ale zasada działania pozostaje cały czas taka sama. Względną nowością są okulary progresywne. Coraz większą popularnością cieszą się jednak soczewki kontaktowe, wykonywane z coraz bardziej biokompatybilnych materiałów.

Buty

Ochrona stóp znana jest od tysięcy lat. Już w paleolicie ludzie używali odpowiednio ukształtowanych skór zwierzęcych jako butów. W starożytnym Egipcie buty, a dokładniej sandały, wykonywano głównie z plecionego papirusu lub liści palmy. Sandały, ale wykonane ze skóry, były bardzo popularne na terenie dawnej Grecji i u Rzymian.

Do XIX w. buty męskie i damskie nie różniły się od siebie. Ba, często właśnie męskie były bogato zdobione i miały spore obcasy lub koturny. Także aż do początków XIX w. ludzie nie musieli się zastanawiać nad tym, który but z pary włożyć na lewą czy prawą nogę – były one bowiem identyczne. Dopiero w 1818 r. ktoś wpadł na to, że lewa i prawa stopa mają inny kształt i dla wygody można skonstruować buty pasujące do każdej z nich. W tym też czasie obuwie męskie i damskie zaczęło się zdecydowanie różnić. I tak naprawdę buty męskie niespecjalnie ewoluują, natomiast damskie co jakiś czas zmieniają się rewolucyjnie. Projektowanie damskiego obuwia urosło do rangi sztuki. Czasami konstrukcja butów ma związek z danym miejscem. Stąd np. duża popularność drewnianych chodaków na terenie Holandii. Buty ze skóry na tamtych podmokłych terenach były po prostu niepraktyczne.

Dziś mamy do wyboru buty na każdą okazję – od wyjątkowo eleganckich aż do bardzo praktycznych sportowych. Nadal oczywiście króluje skóra (naturalna lub syntetyczna), ale wiele modeli wykonuje się z rozmaitych tworzyw sztucznych. Projektanci często sięgają do materiałów oddychających, które są wodoodporne, ale przepuszczalne dla pary wodnej, co zabezpiecza stopę przed poceniem.

Sztućce

Jednym z bardzo przydatnych wynalazków, który dziś traktujemy jako istniejący w zasadzie od zawsze, są sztućce. A przecież tak naprawdę przez tysiące lat obywano się bez nich. Pierwszym, który zaczęto wykorzystywać, był oczywiście nóż – na początku stosowany jako broń, ale dość szybko znaleziono dla niego nowe zastosowanie – porcjowanie posiłków. W pewnym momencie rozwoju cywilizacji ktoś wpadł na pomysł, aby zamiast nieelegancko chłeptać pożywienie z dłoni, użyć do tego celu jakiejś muszli czy też odpowiednio profilowanego kamienia. Co prawda tego typu łyżki nie miały uchwytu, ale spełniały swoją funkcję. Łyżki z uchwytem to pomysł mający jakieś 3 tys. lat. Używano ich wtedy w Egipcie, prawdopodobnie do celów stricte religijnych. Niektóre z nich były bogato zdobione. Dość szybko rozpowszechniły się wśród ludzi, przy czym wykonywane były przede wszystkim z najtańszego i szeroko dostępnego materiału, czyli z drewna. Metale takie jak brąz i srebro zaczęto stosować później.

Jako ostatni podstawowy element zestawu pojawił się widelec. Pierwotnie był on wykorzystywany tylko podczas przygotowywania posiłku – do jedzenia używało się łyżki i noża oraz oczywiście palców. Na stół widelce trafiły później. W Europie pojawiły się prawdopodobnie z Chin – przywiezione przez wędrowców Jedwabnym Szlakiem, ale rozpowszechniły się dzięki pewnej uczcie (patrz ramka).

Przez wieki sztućce wytwarzano z rozmaitych materiałów – począwszy od drewna, a skończywszy na różnych metalach oraz plastiku. Czasami twórcy puszczali wodze fantazji, łącząc np. metal z kością słoniową. Przez długi czas trwałe zestawy wymagały użycia metali szlachetnych, głównie srebra. Chodziło o to, aby materiał nie reagował ze związkami obecnymi w pożywieniu, ponieważ mogło to powodować zmianę ich smaku. Dobre sztućce były drogie, dlatego też bardzo je szanowano. W miarę postępu technologii zmieniał się surowiec do wyrobu łyżek, noży czy widelców. Znana jest historia, gdy ostatni monarcha Francji Napoleon III wydał przyjęcie, na którym najważniejsi goście dostali sztućce z mało efektownego materiału, podczas gdy pośledniejsi korzystali ze złotych. Władca w ten sposób pochwalił się zupełnie nowym metalem – aluminium. W XIX w. było ono znacznie droższe niż złoto. No cóż, dziś raczej niewielu zaryzykowałoby podanie gościom aluminiowych łyżek. Od czasu wynalezienia stali (szczególnie nierdzewnej) właśnie ten materiał jest najczęściej używany do produkcji sztućców.

Podstawowy zestaw sztućców to oczywiście łyżka, widelec i nóż, ale dziś możemy spotkać co najmniej kilkadziesiąt dodatkowych elementów, w tym rozmaite łyżki i łyżeczki (wiecie, że jest osobna do mokki?), noże do ostryg, jak też specjalne sztućce do jedzenia homarów czy serów. Przygotowując stół do uczty, trzeba oczywiście wiedzieć, jak je wszystkie ułożyć wokół zastawy, aby nie popełnić faux pas. Ech, kiedyś świat był prostszy.

Lustro

Od najdawniejszych czasów człowiek używał lustra. Pierwotnie było to po prostu odbicie w jakiejś stojącej wodzie – jeziorze czy nawet kałuży. Z czasem zaczęto je wytwarzać, głównie z polerowanych kamieni. Niesamowicie piękne lustra wykonywano w Ameryce Środkowej z obsydianu – czarnego szkła wulkanicznego. Miały one przede wszystkim charakter rytualny i służyły Majom i Aztekom do różnych obrzędów religijnych.

Kolejnymi materiałami na lustra były polerowane metale – brąz (stop miedzi z cyną) albo miedź. Zwierciadła szklane powstały ok. III w. Ponieważ szkło samo w sobie bardzo słabo odbija obraz, trzeba zastosować specjalną warstwę refleksyjną. Najpierw więc pokrywano je amalgamatem cyny (stop rtęć–cyna), a dopiero potem zaczęto stosować cienką warstwę srebra – był to pierwotnie pomysł niemieckiego chemika Justusa Liebiga, który wykorzystał reakcję redukcji soli srebra do czystego metalu. Jednym ze specjalnych rodzajów zwierciadeł jest lustro półprzepuszczalne, zwane też weneckim. W tym przypadku warstwa metalu na szkle jest niezwykle cienka i pozwala na obserwację w jednym kierunku, podczas gdy po drugiej stronie spełnia funkcję zwykłego lustra.

Dziś najczęściej warstwę odbijającą stanowi aluminium, osadzane na szkle metodą próżniową. Lustra znalazły zastosowanie w wielu dziedzinach nauki i techniki – są m.in. elementami teleskopów oraz laserów.

„Z pewną taką nieśmiałością…”

Młodym czytelnikom ten cytat niewiele powie, ale tak naprawdę był to krok milowy w polskiej reklamie. Tymi słowami zaczynała się pierwsza w Polsce reklama… podpasek. Doskonale pamiętam, jaką burzę wywołała. Sporo ludzi było autentycznie zaskoczonych. No bo jak to można reklamować coś takiego? Chociaż była to już ostatnia dekada XX w., sprawy kobiecej higieny intymnej pozostawały czymś straszliwie wstydliwym. O „tych sprawach” i „tych dniach” mówiło się szeptem, a nie tak jawnie, z ekranu telewizora. Nie ma się co dziwić – nawet w USA do 1972 r. obowiązywał zakaz reklamowania tych produktów, a słowo „okres” padło z ekranu po raz pierwszy w 1985 r.

Przez wieki uważano, że menstruacja to kara za grzech pierworodny. Kobieta ma o tym pamiętać, dlatego co miesiąc musi przez kilka dni cierpieć. Ale kobiety jakoś sobie z tym radziły, choć nie było to proste. Przez stulecia używano do tego celu różnych materiałów. Na początku była to trawa, mech (!), skóry zwierzęce. Potem przyszła pora na wełnę, bawełnę, płótno. Tego typu podpaski nie były oczywiście jednorazowe – to by była zbyt droga sprawa. Po użyciu były prane, czasem gotowane, suszone i oczekiwały na kolejne „te dni”. Ba, niektóre kobiety elegancko haftowały na podpasce swoje inicjały. Legenda głosi, że żyjąca na przełomie IV i V w. grecka matematyczka Hypatia rzuciła podpaską (używaną!) w jednego z naprzykrzających się jej zalotników. Mocne.

Przełom technologiczny panie zawdzięczają mężczyźnie i wojnie. Benjamin Franklin wpadł na pomysł użycia jednorazowych opatrunków dla żołnierzy rannych na polu walki. Korzystając z tego wynalazku, firma Johnson & Johnson zaprojektowała i wypuściła na rynek pierwsze podpaski jednorazowe. Jak wiadomo, jednym z problemów jest to, aby podpaska trzymała się na swoim miejscu. Pierwsze miały po prostu po dwa paski z przodu i z tyłu, które panie mocowały do paska wokół talii. Kolejnym etapem było stworzenie warstwy adhezyjnej umożliwiającej przyklejenie podpaski do bielizny. Dziś tę funkcję spełniają m.in. niewielkie skrzydełka.

Do tego samego celu służą specjalne tampony. Nie są one wbrew pozorom nowym wynalazkiem. Już dawno temu stosowano tampony zrobione z papirusu, wełny lub trawy. Popularne były też gąbki morskie, które tu i ówdzie są używane do dziś. Tampony w XX w. były na początku sprzedawane z aplikatorami ułatwiającymi ich odpowiednie umieszczenie (dziś nadal można je kupić). Konstrukcję ulepszonych tamponów, rozprężających się pod wpływem ciepła i wilgoci, zawdzięczamy niemieckiej ginekolog Judith Esser Mittag, która zaprezentowała swój wynalazek w 1940 r.

Ostatnio popularność zyskują tzw. kubeczki menstruacyjne. Wbrew pozorom nie jest to pomysł współczesny. Patent na pierwszą wersję kubeczka pochodzi z 1932 r., ale na rynek trafiły ok. roku 1960. Pierwotnie wykonywano je z gumy, co nie było zbyt wygodne ze względu na twardość materiału. Obecnie stosuje się znacznie bardziej delikatny i biokompatybilny silikon albo polietylen. Można ich używać wielokrotnie – szacuje się, że dobrej jakości kubeczek wytrzyma nawet 15 lat.

Kiedyś bardzo przydatne, dziś na szczęście niepotrzebne

Nie wszystkie wynalazki są nadal przydatne. Na rokokowych obrazach widzimy często ludzi w gigantycznych perukach – tak dyktowała ówczesna moda. Może to nawet wyglądało efektownie, ale powodowało spore problemy zdrowotne. Skóra pod taką peruką pociła się, a ponadto w samej peruce dość szybko pojawiały się rozmaite stworzenia, przede wszystkim wszy i pchły. Dlatego nieodzownym elementem wyposażenia każdej modnej osoby był specjalny młoteczek do ich zabijania. Biedniejsi mieli młoteczki ze zwykłych metali, bogaci używali srebrnych i złotych. Zabijanie uciążliwych wszy i pcheł było rzeczą tak naturalną, że robiono to nawet w czasie konwersacji. Na wyposażeniu były też specjalne drapaki, które pozwalały na ulżenie swędzącej skórze. Czasami w perukę wkładano też wypełnione krwią lub miodem pojemniczki pułapki na insekty. One też były piękne, bogato rzeźbione, czasami z kości słoniowej. Oj, niełatwe było życie w tamtych czasach.

dr n. chem. Mirosław Dworniczak

***

Podobną tematykę można znaleźć w książce Ryana Northona „Jak wynaleźć wszystko. Cała wiedza ludzkości w jednej książce”, Prószyński i S-ka 2020.

***

Widelec – narzędzie diabła?

Na początku XI w. do Wenecji przybyła bizantyjska księżniczka, aby wyjść za mąż za syna miejscowego doży. W wianie przywiozła m.in. złote widelce, które wykorzystano podczas uczty weselnej. Była to spora sensacja, ale dość szybko pojawiły się kontrowersje. Duchowni weneccy byli skrajnie oburzeni i uznali ten przydatny element wręcz za narzędzie szatana. Ówczesny duchowny i asceta Piotr Damiani pisał: „Bóg w swojej mądrości stworzył człowieka z naturalnymi widelcami – palcami. Dlatego obrazą dla niego jest zastępować je metalowymi”.

Kiedy dwa lata po tym wydarzeniu księżniczka zmarła, dla ówczesnych fundamentalistów było to dowodem, że sam Bóg zemścił się na niej za tak straszliwą obrazę. Tak czy inaczej, właśnie z Wenecji widelec jako element ułatwiający jedzenie rozpowszechnił się w Europie. Do Francji sprowadziła go Katarzyna Medycejska, a spopularyzował jej syn, Henryk Walezy.

Wiedza i Życie 3/2020 (1023) z dnia 01.03.2020; Historia; s. 56

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną