Tatsiana Tsyhanova / Shutterstock
Człowiek

Chemia w służbie urody

Silikonowe implanty ­piersi o różnych rozmiarach.UzFoto/Shutterstock Silikonowe implanty ­piersi o różnych rozmiarach.
Wstrzykiwanie toksyny botulinowej.Lestertair/Shutterstock Wstrzykiwanie toksyny botulinowej.
Chyba nikt nie chce się zestarzeć. Dlatego od dawna poszukuje się metod pozwalających na opóźnienie albo zamaskowanie widocznych objawów upływu czasu. Coraz więcej osób pragnie też poprawić niedostatki (rzeczywiste, a czasem urojone) urody.

Czasem stosowane są metody dość drastyczne, polegające na ingerencji chirurgicznej. Ale w wielu przypadkach zupełnie wystarczy wykorzystanie rozmaitych związków chemicznych. Bywa też, że skutek przynosi dopiero kombinacja obu tych metod.

Implanty piersi

Ich historia sięga końca XIX w., gdy praktykujący w Wiedniu chirurg Vincenz Czerny wykonał pierwszą operację tego typu, wszczepiając pacjentce, której wcześniej usunął nowotwór piersi, fragment jej własnego tłuszczaka (łagodny nowotwór składający się z tkanki tłuszczowej), pozyskanego z innej części jej ciała. Zabieg się udał i pacjentka mogła szybko wrócić do normalnej aktywności zawodowej (była śpiewaczką). W tym samym czasie inny chirurg z Austro-Węgier, Robert Gersuny, rozpoczął eksperymenty z powiększaniem piersi za pomocą zastrzyków z parafiny oraz wazeliny. Rozumowanie Gersunego miało sens – obie substancje są chemicznie obojętne w zwykłych warunkach. Początkowe rezultaty były całkiem zadowalające – piersi uzyskiwały właściwy kształt i konsystencję. Problemy zaczynały się dopiero po jakimś czasie, niekiedy nawet po kilkunastu latach. Ponieważ parafina rozprasza się i często tworzy guzki powodujące bolesność oraz stany zapalne, metoda ta została ostatecznie zarzucona w latach 20. XX w. Dziś zapewne zdziwienie wywołają materiały, których próbowano używać. Stosowano m.in. kulki szklane (!) czy polietylenowe, wełnę z PET, mieloną gumę lub gutaperkę (pozyskiwana jak kauczuk), ale też naturalną tkankę chrzęstną (wołową). Eksperymentowano na tysiącach kobiet, przy czym rezultaty okazywały się w najlepszym razie mierne.

Dopiero początek lat 60. przyniósł rewolucję. Stało się to za sprawą chemii, a konkretnie – rozwoju technologii otrzymywania polimerów na bazie krzemu, czyli tzw. silikonów. W tych długołańcuchowych związkach w szkielecie występują naprzemiennie atomy krzemu i tlenu, a „z boku” atomów krzemu znajdują się grupy organiczne (alkilowe albo arylowe). Związki tego typu charakteryzują się doskonałymi właściwościami mechanicznymi, są niepalne i odporne na czynniki chemiczne. Są również biokompatybilne, a więc tolerowane przez organizm człowieka. Żywice silikonowe można łatwo formować i tworzyć w ten sposób implanty piersi. Uzyskany balonik wypełnia się następnie roztworem fizjologicznym soli albo żelem silikonowym. Pozwala to na indywidualne modelowanie każdego implantu i dostosowanie jego wielkości oraz twardości do wymagań danej pacjentki.

Pierwsze implanty silikonowe wyprodukowano w latach 60. XX w. we Francji. Z kolei w USA zawierały żel silikonowy o dużej lepkości firmy Dow Corning. Protezę umieszcza się chirurgicznie pod gruczołem piersiowym i dopiero po uformowaniu wypełnia roztworem soli albo żelem. Współcześnie cięcie jest niewielkie, a blizna pooperacyjna – minimalna. Podobną technikę stosuje się w przypadku implantów pośladków.

Chemia walczy ze zmarszczkami

W przypadku implantów piersi czy pośladków najistotniejszą sprawą jest to, aby materiał, z jakiego są wykonane, nie wchodził w interakcję z tkankami organizmu. Zupełnie inaczej ma się sprawa z likwidatorami zmarszczek. Stosowane tutaj związki chemiczne muszą wchodzić w subtelne reakcje z ciałem, aby widać było pożądany efekt, ale jednocześnie nie mogą nam szkodzić.

Poszukując informacji na temat likwidacji zmarszczek, najczęściej spotykamy się z dwiema nazwami: kwas hialuronowy i botoks. Warto się dowiedzieć nieco o tych substancjach. Kwas hialuronowy to związek organiczny, biopolimer. Substancja ta występuje w wielu organizmach – od bakterii do człowieka. W skórze ludzkiej wiąże wodę – pojedyncza cząsteczka tego kwasu może związać nawet 250 cząsteczek H2O. Dlatego wraz z obecnym w skórze kolagenem zapewnia jej sprężystość. Ponieważ w młodości mamy kwasu pod dostatkiem, nasza skóra jest bardzo jędrna. Niestety, z czasem ilość tego związku maleje, co skutkuje m.in. powstawaniem zmarszczek. Wstrzyknięcie w skórę kwasu hialuronowego powoduje uzupełnienie tych braków, a więc – do pewnego stopnia – przywrócenie jej jędrności. Substancję tę wykorzystuje się bardzo często do poprawy kształtu ust. Widocznym efektem jest ich powiększenie i nadanie bardziej zmysłowego wyglądu.

Warto jednak wspomnieć, że kwas hialuronowy nie zawsze jest obojętny dla zdrowia. Zdarzają się, choć rzadko, reakcje alergiczne. Jeśli kwas zostanie podany w okolice naczynia krwionośnego, może nastąpić martwica skóry. Zdarzają się też przypadki zakażeń albo ziarniniaka – drobnych guzków zbudowanych z komórek uczestniczących w odpowiedzi immunologicznej. Dlatego warto dobrze wybrać placówkę, w której wykonujemy zabieg.

Botoks (właściwie: botox) to nazwa stosowanej w medycynie i kosmetologii toksyny botulinowej, znanej też pod nazwą jadu kiełbasianego. Jest to dość złożone białko wytwarzane w przyrodzie przez laseczki jadu kiełbasianego (Clostridium botulinum). W XIX w. botulina znajdująca się w niewłaściwie przygotowanej lub poddanej złej obróbce kiełbasie stanowiła dość częstą przyczynę zatruć – stąd właśnie wzięła się ta druga nazwa. Dopiero po kilkudziesięciu latach znaleziono pierwotne źródło zakażenia – bakterie Clostridium. Toksyna ta działała na tyle silnie, że zainteresowała amerykańskich specjalistów od broni biologicznej. Dziś uznaje się ją za potencjalną broń terrorystów. Jednak w przypadku botoksu sprawdza się stara zasada Paracelsusa: wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, tylko dawka stanowi o truciźnie. Jeśli mamy pecha i spożyjemy kilkadziesiąt mikrogramów toksyny botulinowej, szanse na przeżycie będziemy mieć minimalne. Jeszcze gorzej, jeśli trafi ona wprost do naszego krwiobiegu – wtedy wystarczy kilkadziesiąt nanogramów, czyli tysiąc razy mniej.

Naukowcy od dawna zastanawiali się, na czym polega aż tak silne działanie tej substancji. Okazało się, że następuje połączenie toksyny z tzw. płytką nerwowo-mięśniową, co skutkuje porażeniem mięśnia. Co ważne, nie mamy tu efektu natychmiastowego jak w przypadku cyjanków. Objawy rozwijają się od 2 godz. po spożyciu aż do 8 dni. Do celów kosmetycznych stosuje się toksynę botulinową o dużej czystości w bardzo dużym rozcieńczeniu – stanowi ono mniej niż 1/100 dawki śmiertelnej. Oczywiście także w tak niewielkim stężeniu wywołuje porażenie mięśni, ale właśnie o taki efekt urodowy tutaj chodzi.

Warto wiedzieć, że botoks nie wypełnia bruzd tworzących zmarszczki. Jego działanie polega głównie na zmianie mimiki twarzy, dlatego w oczy rzuca się pewne wygładzenie skóry. Niestety, nie jest ono trwałe. Zwykle już po kilku miesiącach organizm się regeneruje i przewodzenie nerwowe powraca, a więc zabieg trzeba powtórzyć. Jeśli ktoś decyduje się na ostrzykiwanie toksyną botulinową, powinien wybrać się do profesjonalnej kliniki. W ostatnim czasie zabiegi tego typu oferuje coraz więcej zwykłych zakładów kosmetycznych. Niestety, jeżeli klient trafi na kogoś, kto wykonuje to niewprawnie, może wyjść z tzw. efektem maski. W takich przypadkach twarz jest praktycznie pozbawiona mimiki, pojawiają się też kłopoty z mową. Usługi lekarza specjalisty od medycyny estetycznej oczywiście więcej kosztują, ale warto oddać się w jego ręce, by ustalił odpowiednią dawkę preparatu i optymalnie ją zastosował.

Inną substancją, która zdobywa szturmem gabinety medycyny estetycznej, jest kwas polimlekowy – substancja znana od wielu lat (pierwsza synteza w 1932 r.), całkowicie biodegradowalna i otrzymywana z surowców odnawialnych, głównie z kukurydzy. Do niedawna kwas ten stosowano w medycynie do produkcji implantów oraz resorbowalnych nici chirurgicznych. Wykonuje się też z niego naczynia jednorazowe, które ulegają szybkiej biodegradacji. Medycyna estetyczna sięgnęła po kwas L-polimlekowy stosunkowo niedawno. Okazało się bowiem, że choć nie wiąże on w skórze wody tak efektywnie jak kwas hialuronowy, to ulegając powolnemu rozpadowi, stymuluje syntezę kolagenu w skórze, a więc wspomaga tworzenie tkanki łącznej. Dzięki temu efekt wygładzający utrzymuje się dłużej niż w przypadku innych substancji tego typu (nawet trzy razy niż w przypadku botoksu). Dodatkowym plusem tego materiału jest całkowity brak toksyczności.

W laboratoriach na całym świecie testuje się też zarówno nowe wersje starych formuł z kwasami hialuronowym (czasami sieciowanym) czy polimlekowym (uzupełnianym innymi składnikami), jak i inne związki, takie jak polikaprolakton (PCL) czy nieorganiczny hydroksyapatyt wapnia. Niektórzy specjaliści medycyny estetycznej wierzą natomiast w dużą przyszłość terapii z wykorzystaniem komórek macierzystych.

dr n. chem. Mirosław Dworniczak

***

Eksplodujące implanty

Co jakiś czas można przeczytać w mediach o eksplodujących implantach. Wyobraźnia podpowiada nam straszne obrazy, bo w sumie każdy z nas widział kiedyś np. eksplodujący balon. Czy to naprawdę tak wygląda? Specjaliści medycyny estetycznej uspokajają – jeśli implanty wykonał fachowiec, praktycznie nie ma szans, aby coś złego się z nimi stało. Dawniej zdarzało się, że silikon, z którego wykonano implant, po jakimś czasie ujawniał nieszczelności, ale dziś to sytuacje naprawdę wyjątkowe. Oczywiście słowo „eksplozja” w tym przypadku to duże wyolbrzymienie. Mamy tu do czynienia raczej z sytuacją, kiedy w implancie tworzy się niewielka szczelina, co sprawia, że zawartość zaczyna wyciekać do pobliskich tkanek. Zdarzyło się tak w przypadku wyrobów jednej z francuskich firm, która chciała zaoszczędzić i zamiast silikonu do zastosowań medycznych zaczęła wykorzystywać materiał przemysłowy używany m.in. do produkcji materacy. Szacuje się, że nawet 200 tys. pacjentów mogło stać się ofiarami tych oszczędności.

To, że lot samolotem (zmiana ciśnienia) może spowodować rozszczelnienie („eksplozję”) implantu, jest oczywiście mitem. Prawidłowo wykonany i napełniony produkt bez problemu przetrwa nawet znacznie większe zmiany ciśnienia.

Wiedza i Życie 4/2019 (1012) z dnia 01.04.2019; Medycyna estetyczna; s. 48

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną