stockfour / Shutterstock
Człowiek

Nuda zbadana

Zwierzęta też się nudzą. U naczelnych zdiagnozowano podobne cielesne i neurologiczne objawy znużenia jak u ­ludzi. Szczególnie na nudę narażone są zwierzęta z zoo i pracujące na roli.Oleg Senkov/Shutterstock Zwierzęta też się nudzą. U naczelnych zdiagnozowano podobne cielesne i neurologiczne objawy znużenia jak u ­ludzi. Szczególnie na nudę narażone są zwierzęta z zoo i pracujące na roli.
Współczesny świat tak skutecznie walczy z nudą, że prawie zupełnie ją wytępił. Teraz nauka chce ją odzyskać i uczyć nas na nowo nicnierobienia.

Nuda przez wiele lat była traktowana po macoszemu przez nauki o człowieku. Widziano w niej niezbyt groźną przypadłość ludzi bogatych, leniwych i mało inteligentnych. Choć przyznawano, że nuda jest doświadczeniem powszechnym (bo kto może z ręką na sercu powiedzieć, że nigdy się nie nudził oraz że nigdy nie zdarzyło mu się zanudzać innych), nie sądzono, że badania nad nią mogą powiedzieć coś interesującego o naszych cechach charakteru, postawie i wrażliwości. Krótko mówiąc, naukowcy uważali nudę za nudny obiekt dla nauki. Wyłamywała się z tego jedynie filozofia.

Nuda nudzie nierówna

Dopiero pod koniec lat 70. XX w. psycholodzy i socjolodzy zaczęli doceniać nudę – zarówno jako papierek lakmusowy psychicznej kondycji jednostki, jak i wroga publicznego numer jeden dla przemysłu rozrywkowego. Dzisiaj studia nad nudą (ang. boredom studies) są prężnie rozwijającym się nurtem badań interdyscyplinarnych z pogranicza psychologii, neurologii, socjologii i nauk o kulturze.

Większość badaczy nudy charakteryzuje ją za pomocą kilku wskaźników psychicznych i cielesnych. Przynajmniej kilka z nich występuje też u osoby znudzonej w tym samym czasie. Są to: brak satysfakcji z bycia tu i teraz, niezaangażowanie w to, co dzieje się dookoła, poczucie przymusu i braku sprawczości, niemożność utrzymania koncentracji na jednym obiekcie, zaburzona percepcja upływającego czasu (płynie wolniej), przekonanie, że wykonywane zadania są trywialne lub nic nieznaczące, niskie pobudzenie (albo wysokie, jeśli nuda przeradza się w irytację), mniejsza aktywność neuronowa w korze przedczołowej, specyficzna mowa ciała (m.in. odchylanie głowy do tyłu, unoszenie podbródka, opadanie tułowia, podpieranie głowy jedną ręką) oraz charakterystyczna barwa głosu (niski ton, powolna artykulacja, monotonna intonacja). Jak pokazały badania Rainera Bansego i Klausa Scherera z 1996 r., barwa i ton głosu pozwalają ludziom w trzech przypadkach na cztery trafnie rozpoznać, czy partner jest znudzony.

Badacze odróżniają nudę egzystencjalną, czyli cechę osobniczą, i nudę sytuacyjną. Ta pierwsza oznacza skłonność do odczuwania nudy w wielu codziennych i niecodziennych sytuacjach, czasami chroniczny stan znudzenia otaczającym światem. Ta druga to naturalna reakcja organizmu na mało stymulujące otoczenie. To konkretne, zwykle krótkotrwałe doświadczenie, np. podczas oglądania nużącego meczu albo słuchania nieciekawego wykładu. Nudę obu typów można zmierzyć. Służy do tego np. skala podatności na nudę (ang. boredom proneness scale), opracowana przez Richarda Farmera i Normana Sundberga w połowie lat 80. Jest to kwestionariusz składający się z 28 zdań oznajmujących, do których trzeba się ustosunkować za pomocą siedmiopunktowej skali. W odniesieniu do stwierdzenia „czas zawsze zdaje się upływać powoli” albo „rzadko ekscytuje mnie moja praca” można wybrać jedną z odpowiedzi na kontinuum od „zdecydowanie się nie zgadzam” do „zdecydowanie się zgadzam”. Z kolei pięć lat temu zespół Shelley Fahlman opublikował wielowymiarową skalę stanu nudy (ang. multidimensional state boredom scale), która zawiera 29 stwierdzeń i także siedmiostopniowy zakres odpowiedzi, a bada takie wymiary zjawiska jak zaangażowanie, stopień pobudzenia, uważność i percepcja upływu czasu.

W świetle badań podatność na nudę dotyczy częściej osób z ADHD i innymi zaburzeniami uwagi, a wiąże się ze zwiększonym prawdopodobieństwem uzależnienia od narkotyków, hazardu i innych używek, wystąpienia depresji i stanów psychopatologicznych, wypalenia zawodowego i apatii, a także może powodować niską satysfakcję zawodową i niską efektywność w pracy, a w szkole – skłonność do wagarów i gorsze oceny.

Jak dobrze zabić czas

Współczesna wojna z nudą to przede wszystkim pościg za poczuciem własnej wartości – wszak osoba wiecznie zarobiona to człowiek potrzebny społeczeństwu. Tę strategię dowartościowywania poprzez bycie czymś zajętym wykorzystuje dziś zwłaszcza branża teleinformatyczna. Ok. 2012 r. popularne w marketingu stało się określenie smart boredom, czyli w wolnym tłumaczeniu „inteligentna nuda”. Polega ona na wypełnianiu każdej wolnej chwili w codziennym rozkładzie dnia drobnymi, ale pożytecznymi lub przyjemnymi czynnościami. Nieprzypadkowo nazwa smart boredom zaczyna się tak samo jak „smartfon”. Wiele z tych mało angażujących działań można dokonać przy użyciu wielofunkcyjnego telefonu. Czekanie na autobus, stanie w korku albo w kolejce do kasy można wypełnić odpowiadaniem na SMS-y i maile, płaceniem rachunków przez aplikację banku lub przeglądaniem mediów społecznościowych. I już żadna przerwa nie wydaje się bezproduktywna. Według badań amerykańskiego instytutu Pew Research Center z 2015 r. pragnienie uniknięcia nudy jest najpowszechniejszym powodem, dla którego młodzi Amerykanie korzystają ze smartfonów. Wygrywają na tym głównie wielkie korporacje, zapewniające sobie w ten sposób nieustający dopływ klientów. Przeciętni użytkownicy zaś, nawet jeśli zyskają dzięki smart boredom kilka minut, najpewniej nabawią się zwyrodnienia karku i pleców, zwanego potocznie smartwicą.

Inne sposoby na nudę w pędzącym świecie to wg socjologa Marka Krajewskiego robienie czegoś ekstremalnego, radykalnego lub prowokacyjnego. Do tej grupy działań zalicza się mało chwalebny wandalizm albo etycznie dyskusyjne pranksterskie performanse, polegające na zaskakiwaniu i burzeniu komfortu psychicznego przypadkowo napotkanych osób. Poza tym z nudą można walczyć za pomocą strategii 30% gratis, czyli starać się zmieścić w jak najkrótszym czasie jak najwięcej rodzajów aktywności. Taki ekspresowy multitasking (wykonywanie wielu czynności w tym samym czasie) jest dziś multimedialny. Oglądając serial, korzystamy z aplikacji na smartfonie, przeglądając Facebooka, słuchamy muzyki, a podczas nudnej imprezy robimy zdjęcia równie znudzonym gościom.

Jeśli z jakichś powodów nie możemy przerwać monotonnego zadania, to najczęstszą kognitywną strategią radzenia sobie z nudą jest daydreaming, śnienie na jawie, czyli ucieczka myślami do atrakcyjniejszych doświadczeń. Jeśli i to jest niemożliwe, bo nie pozwala zrealizować nużącego, ale potrzebnego wyzwania (np. przygotowanie do egzaminu), zwykle uruchamiamy poznawczy mechanizm powtórnej oceny zasadności wykonywanego zadania i racjonalizujemy je jako środek do ważnego celu (jak zdobycie wykształcenia, a potem pracy) oraz budujemy własny system nagród – doraźnych („Jak skończę uczyć się tego rozdziału, sprawdzę, co nowego na Facebooku”) i odroczonych w czasie („Jeśli zdam egzamin, kupię sobie...”).

Unikanie bycia znudzonym to tylko jedna strona medalu. Druga to nie być nudziarzem dla innych. Małgorzata Kubacka z Uniwersytetu Adama Mickiewicza przeprowadziła analizę dużego korpusu artykułów internetowych, komentarzy i postów na forach, w których zawarte były słowa „nudny”, „nudziarz” lub „nuda”. Na ich podstawie wyróżniła kilka typów nudziarzy najczęściej opisywanych przez polskich internautów. Pierwszy to osoba bez właściwości, niczym się nieinteresująca, niewyróżniająca i pasywna w relacjach społecznych. To najczęstszy typ nudziarza. Drugi jest jego zaprzeczeniem – to tak zwany freak, maniak i dziwak. Zanudza swoją pasją, która zazwyczaj jest niezrozumiała dla otoczenia. Trzeci typ to chodzący ideał, w odbiorze innych osoba zbyt grzeczna, kulturalna i poprawna. Nie można przy niej pozwolić sobie na żadne szaleństwa i spontaniczność. Ostatni typ to nudziarz z wyboru, świadomie rezygnujący z wyścigu szczurów i zadowalający się prostymi przyjemnościami dnia codziennego.

Z tych czterech wzorców osobowych współczesna kultura najbardziej pokochała nudziarzy z wyboru i uczyniła ich ambasadorami ruchu slow life, polegającego na celebrowaniu niespiesznego, uważnego i lokalnego stylu życia. Ich dewizą jest odrzucenie niepohamowanego konsumpcjonizmu na rzecz niewielkiej liczby prostych, ale wysokiej jakości przyjemności. Niestety, ruch slow life, który powstał w latach 80., przeszedł tę samą drogę co inne alternatywne wobec kapitalizmu nurty. Pieczołowicie przyrządzana i wolno smakowana kuchnia (slow food), rzemieślnicza moda (slow fashion) i podróżowanie poza kurortami (slow travel) stały się prężnym sektorem rynku dla znudzonych mieszczan szukających nowych doznań.

Najlepszy motywator

Nie wszyscy uważają, że z nudą trzeba walczyć. Jednym z prekursorów jej doceniania był Josif Brodski, laureat literackiej Nagrody Nobla z 1987 r. W eseju „Pochwała nudy” przekonywał, że kiedy przekracza ona punkt krytyczny i staje się nieznośnie frustrująca, jest dla twórców niczym sięgnięcie dna, od którego można się tylko odbić, poszukując nowych artystycznych i intelektualnych celów. Dziś coraz częściej psycholodzy i socjolodzy mówią o konieczności pozwolenia sobie na nudę, widząc w niej wyzwalacz kreatywności, gdyż umysł znudzony jest nieprzeciążony bodźcami i gotowy do świeżych, twórczych zadań.

Oczywiście nie o każdy rodzaj nudy tu chodzi. Monika Chylińska z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego wyróżnia nudę uwalniającą i nudę ograniczającą. Ta pierwsza sprzyja kreatywności, ponieważ wiąże się z ekstensywną percepcją rzeczywistości. Człowiek znudzony nie skupia się na pojedynczym obiekcie czy małym wycinku otaczającej go rzeczywistości, lecz co chwila zmienia pole widzenia i nie koncentruje się na jednym zadaniu. Taka swoboda doświadczania może prowadzić do nieschematycznych obserwacji i skojarzeń, zwłaszcza jeśli połączona jest ze wspomnianym wcześniej efektem marzenia dziennego. Potwierdza to eksperyment przeprowadzony przez Sandi Mann i Rebekah Cadman z University of Central Lancashire. Na początku jedna grupa uczestników miała za zadanie przepisywać numery z książki telefonicznej, druga – czytać tę książkę (co zdaniem badaczek było jeszcze bardziej nużące od przepisywania), a grupa kontrolna nie robiła żadnej z tych rzeczy. W drugiej fazie poddano uczestników testowi twórczego myślenia (trzeba było wymyślać różne zastosowania dwóch plastikowych kubków). Najwięcej odpowiedzi, i to najoryginalniejszych, podała grupa druga, czyli ta, która przedtem została „znudzona” w stopniu najwyższym. Według badaczek ta grupa już na etapie czytania książki telefonicznej najchętniej uciekała w świat wyobraźni.

Z kolei nuda ograniczająca to taka, która nie pozwala śnić na jawie, bo monotonne zadanie wymaga koncentracji (jak rozwiązywanie testów do matury lub rękodzieło). Długotrwałe znużenie zaczyna jednak motywować do podejmowania atrakcyjnych działań i do nieszablonowego myślenia, gdy tylko niechciana czynność ustanie. Tak tłumaczyły wyniki swojego eksperymentu Karen Gasper i Brianna Middlewood z Pennsylvania State University. Te osoby, które oglądały nużący film zamiast relaksującego, odstresowującego lub umoralniającego (jak badani z innych grup), najlepiej później rozwiązywały test dotyczący budowania niebanalnych skojarzeń między niepowiązanymi na pierwszy rzut oka pojęciami – jakby ich otępiony filmem umysł wręcz czekał na impuls do nowej aktywności.

Żeby jednak nie zakochać się w nudzie jako cudownym leku na twórcze wypalenie, warto przytoczyć badania Samuela R. Kovala i Mcwellinga Todmana z nowojorskiej New School for Social Research, analizujących relacje między nudą a skierowaną na siebie uważnością (ang. mindfulness). Ta ostatnia jest dziś pożądaną umiejętnością, rozwijaną dzięki technikom medytacyjnym i służącą m.in. odstresowaniu. Podobnie jak w innych eksperymentach część uczestników była najpierw poddana przez 15 min nudzącemu zadaniu. Następnie zmierzono ich koncentrację, świadomość ciała i rozpoznawanie stanów psychicznych za pomocą kwestionariusza do pomiaru uważności. Celowo znudzeni uczestnicy okazali się znacząco bardziej niezadowoleni z siebie i słabiej kontrolowali odruchy ciała niż osoby, które nie wykonywały wpierw nudnego zadania.

Nawet jeśli okazjonalna nuda nie uczyni z nas geniuszy i tak jest pożyteczna. Andreas Elpidorou z University of Louisville zaznacza, że pełni ona funkcję informacyjną i regulacyjną. Po pierwsze, cielesno-psychiczne oznaki znużenia są sygnałem, że znaleźliśmy się w niekomfortowej sytuacji albo (jeśli obserwowane są u interlokutora) że zanudzamy innych. Po drugie, jak wynika z badań obrońców nudy, Wijnanda Van Tilburga i Erica Igou, nuda sytuacyjna zapewnia odpoczynek zmysłom i zachęca do prób jej przezwyciężenia, a przynajmniej do racjonalizowania i nadawania sensu nieciekawym, acz potrzebnym zajęciom. Inaczej mówiąc, nuda jest fenomenem samoznoszącym się, bo przedłużając się, motywuje do walki ze sobą. Chyba że chodzi o nudę egzystencjalną – wówczas ludzie przestają wierzyć, że zmiana jest możliwa. Dlatego pielęgnujmy małe nudy, nie dając się tym dużym. Nie ma lepszej i tańszej regeneracji niż okazjonalne nicnierobienie.

dr Magdalena Nowicka-Franczak
Wydział Ekonomiczny-Socjologiczny Uniwersytetu Łódzkiego

Wiedza i Życie 9/2018 (1005) z dnia 01.09.2018; Społeczeństwo; s. 66

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną