Bonobo, zwane też szympansami karłowatymi. Bonobo, zwane też szympansami karłowatymi. Sergey Uryadnikov / Shutterstock
Człowiek

Patriarchat: spadek po szympansach czy wytwór kultury?

Styczeń 2018 r., San Francisco (Kalifornia) – transparent z hashtagiem „me too” wzniesiony podczas Marszu Kobiet.Sundry Photography/Shutterstock Styczeń 2018 r., San Francisco (Kalifornia) – transparent z hashtagiem „me too” wzniesiony podczas Marszu Kobiet.
Londyn, marzec 2018: Marsz pod hasłem „A Milion Women Rising” zgromadził kobiety i dzieci protestujące przeciwko przemocy wobec kobiet na całym świecie.Ms Jane Campbeli/Shutterstock Londyn, marzec 2018: Marsz pod hasłem „A Milion Women Rising” zgromadził kobiety i dzieci protestujące przeciwko przemocy wobec kobiet na całym świecie.
Duża irańska rodzina spędzająca wspólnie dzień podczas tradycyjnego pikniku.Grigvovan/Shutterstock Duża irańska rodzina spędzająca wspólnie dzień podczas tradycyjnego pikniku.
W większości kultur to mężczyznom przypisuje się dominującą rolę w życiu gospodarczym i społecznym. Zwolennicy patriarchatu sądzą, że taki jest naturalny porządek i stoją za nim tysiąclecia doświadczenia. Jednakże szczegółowa analiza ludzkich korzeni sugeruje, że uzasadnienie idei wyższości płci męskiej nad żeńską nie jest tak proste, jak się wydaje.

Szympansy, małpy z rodziny człowiekowatych, uznaje się za gatunek najbliższy Homo sapiens. Obserwacje ich życia społecznego mogą być przykładem rozwijającej się dominacji osobników męskich nad żeńskimi. Samce wykazują zachowania agresywne względem samic, zabierając im jedzenie czy zapładniając siłą podczas owulacji. Niesubordynacja samic względem samców może nawet skończyć się tragicznie. Najbardziej zbuntowane ze stada, które odważą się na chwilę samotności z daleka od grupy, przypuszczalnie czeka śmierć z rąk rozwścieczonego szympansa. Z czego może wynikać tak duża dominacja nad samicami? To właśnie samce mają tendencję do łączenia się w grupy z innymi osobnikami tej samej płci, dzieląc się terenem oraz wspólnymi doświadczeniami z okresu dorastania i dojrzewania. Taka zażyłość sprawia, że mogą odczuwać wyższość, co stanowi o sile grupy. Samice z kolei prowadzą życie bardziej odosobnione, zdane tylko na siebie.

Koleje losu kobiet a genetyka

Podwaliny pod patriarchalizm zostały położone przez naszych przodków ok. 12 tys. lat temu. W pierwotnych społeczeństwach uznawany był on za główną formę organizacji życia rodzinnego i z czasem stał się dogmatem w wielu wierzeniach. Sarah Hrdy, antropolożka i prymatolożka z University of California w Davis, wyjaśnia, że patrylokalność jako mocno zakorzeniony w kulturze (na ogół na wsiach lub w mniejszych miejscowościach) zwyczaj włączania kobiety po ślubie w grupę lokalną, reprezentowaną przez męża, niekoniecznie jest dorobkiem ewolucyjnych poczynań naszych przodków. Ludzkość przez większą część historii, wiodąc zbieracko-łowiecki tryb życia, dawała kobietom znacznie więcej swobody i dowolności w wybieraniu grup społecznych.

Powyższą teorię zdają się potwierdzać analizy genetyczne na nomadach i grupach prowadzących osiadły tryb życia. W 2004 r. naukowcy z Sapienza Università di Roma opublikowali wyniki badań, w których pobrano DNA od 40 osób z Afryki Subsaharyjskiej. Szczegółowej analizie poddano materiał mitochondrialny (dziedziczony wyłącznie od matki) oraz genetyczne markery znajdujące się na chromosomie Y (przekazywane jedynie od ojca). Wyniki wskazywały na to, że kobiety wychowane w społeczeństwach zbieracko-łowieckich znacznie częściej pozostawały po ślubie u boku swych matek niż ich rówieśnice ze społeczeństw agrarnych. Wśród mężczyzn w populacjach prowadzących osiadły tryb życia zaobserwowano dokładnie odwrotną tendencję, a więc patrylokalność.

Amy Parish z University of Southern California w Los Angeles od lat przygląda się społecznościom małp bonobo, które cechuje co prawda patrylokalność, ale grupy są zdominowane przez samice. Podobnie jak u ludzi czy szympansów, samice bonobo ważą ok. 15% mniej niż samce, jednakże ich przewagę stanowią umiejętność współpracy i tworzenia sojuszy. Parish widzi w tym pewną paralelę z ruchami feministycznymi. Dlatego ruch #MeToo może okazać się zdobyczą trudniejszą do utrzymania, niż nam się wydaje, twierdzi Hrdy. Według badaczki w przypadku poważniejszego konfliktu, np. wojny, kobiety skupią się raczej na bezpieczeństwie rodziny i najbliższych niż na wsparciu dla kobiet niespokrewnionych. Jeżeli zatem w społeczeństwie patriarchalnym dominacja mężczyzn została zbudowana na posiadaniu i dziedziczeniu, to równość może zostać wprowadzona dzięki zapewnieniu kobietom takich samych praw.

Dlaczego więc w XXI w., pomimo funkcjonowania takich praw w wielu państwach, patriarchalizm nadal ma się całkiem dobrze? Zacytujmy za znaną profesor neurobiologii Lise Eliot: „Prawo to pierwszy krok, powszechna akceptacja wartości przyjdzie później”. Wprowadzone zatem prawa, dające równość kobietom i mężczyznom, będą respektowane dopiero wtedy, gdy dane wartości staną się powszechne.

Kultura nękania

Szokujący może wydawać się fakt, że w dzisiejszych czasach ponad 600 mln kobiet żyje w krajach, gdzie przemoc seksualna nie jest uznawana za przestępstwo. Statystyki są alarmujące. W samych Stanach Zjednoczonych aż 15% ankietowanych pań przyznaje, że były ofiarą molestowania seksualnego. W skali świata średnio 30% kobiet doświadczyło takiej przemocy (najmniej: 16% na wschodzie Azji, najwięcej: 65% w centralnej części Afryki Subsaharyjskiej). Nawet w takiej organizacji jak ONZ, mającej z założenia stać na straży ochrony podstawowych praw człowieka, w ostatnim czasie doszło do nadużyć na tle seksualnym.

Co może być powodem utrzymywania się tego problemu na świecie? Biolog Randy Thornhill oraz antropolog Craig Palmer próbują odpowiedzieć na to pytanie w swojej książce „Naturalna historia gwałtu”. Uważają oni, że gwałt jest pewną adaptacją ewolucji mężczyzn, zwiększającą prawdopodobieństwo przekazania ich genów. Hipoteza ta wywołała skandal i szybko została okrzyknięta moralnie nieodpowiedzialną. Ale pewne badania sugerują, że w wyniku gwałtu kobiety dwuipółkrotnie częściej zachodzą w ciążę niż w przypadku stosunku odbytego za obopólną zgodą. Sceptycznie do kontrowersyjnej teorii podchodzi prymatolog Frans de Waal. Na łamach „The New York Times” napisał, że gdyby gwałt faktycznie był adaptacją, to gwałciciele różniliby się pod kątem genetycznym i mieliby więcej potomstwa.

Światowa Organizacja Zdrowia w swoim dokumencie zatytułowanym „World report on violence and health” doszła do zaskakujących wniosków. Zgodnie z nimi do przestępstw na tle seksualnym nie dochodzi najczęściej w społecznościach o przewadze liczebnej mężczyzn ani w takich, w których panuje liberalne podejście do sfery seksualnej. Naukowcy z University of Pennsylvania wzięli pod lupę problem molestowania seksualnego w społeczeństwach plemiennych. Okazało się, że 18% z nich, określonych jako podatnych na występowanie gwałtów, łączyło kilka cech: ogólny wysoki poziom przemocy, brak opieki mężczyzn nad dziećmi, kult macho, wysoki poziom współzawodnictwa i dominacji, brak szacunku dla kobiet (traktowanie ich jako własności i wyłączenie z życia społecznego, ekonomicznego oraz politycznego).

Jedna z badaczek feministycznych Reeves Sanday, od dekad zgłębiająca temat agresji seksualnej, twierdzi, że jeśli ludzkość pragnie zmniejszyć odsetek molestowań, powinna naśladować społeczności matriarchalne, takie jak żyjące w zachodniej Sumatrze, należącej do obszarów o najmniejszym stopniu takiej przemocy. Sanday podkreśla, że społeczność matriarchalna nie jest przeciwieństwem patriarchalnej, lecz jest egalitarna. Dodaje też, że kiedy obie płcie potrafią ze sobą współpracować w kwestii problemów życia codziennego, do gwałtów i nadużyć psychicznych zwyczajnie nie dochodzi. Opinię tę podziela również Cynthia Enloe z amerykańskiego University of Worcester, upatrując przyczyn rozwoju agresji seksualnej w chęci udowodnienia przez mężczyzn swej siły. Aby wyrównać szanse na równouprawnienie, WHO wychodzi z propozycjami zwiększenia udziału ojców w wychowywaniu dzieci, prawnego zagwarantowania równych zarobków kobiet i mężczyzn czy też większej aktywizacji zawodowej kobiet. Wydaje się to znacznie prostsze w teorii niż w praktyce. Nadzieję dają również takie akcje jak #MeToo, będące kamieniem milowym dla milionów kobiet, które padły ofiarą nękania, prześladowania i gwałtów.

Natura kontra wychowanie

Na jedno z najbardziej rozpowszechnionych pytań, dotykających trudnej materii stereotypów płciowych, mianowicie: czy różnice w budowie i funkcjonowaniu mózgów kobiet i mężczyzn są warunkowane biologicznie, czy kulturowo, nauka udziela niejednoznacznych odpowiedzi. Z jednej strony pewne różnice strukturalne i anatomiczne między mózgami kobiet i mężczyzn są oczywiste. Jedna z metaanaliz wykazała, że mózgi mężczyzn są o 12% większe od mózgów kobiet oraz że charakteryzują się większą gęstością tkanki pewnych struktur. Niektórzy badacze skłaniają się ku tej hipotezie, argumentując, że wynikające z biologii różnice pomiędzy płciami spotyka się na wszystkich poziomach funkcjonowania mózgów u ssaków. Z drugiej jednak strony badanie 1400 mózgów ludzi dowiodło, że nie da się ich w prosty sposób podzielić na męskie i żeńskie. Każdy mózg stanowi unikalny twór i nie można mu przypisać specyficznych dla różnych płci cech.

Poza naturą na ludzką świadomość i zachowanie wpływ ma kultura. Analiza danych, zgromadzonych w Kalifornii od 15 tys. rodzin w ciągu 50 lat, umożliwiła dokładniejsze spojrzenie na to, jak wydarzenia z dzieciństwa modelują nasze mózgi. Okazało się, że poziom hormonów prenatalnych, w tym testosteronu, miał wpływ na to, czy ludzie postrzegali się w kategoriach „męski” lub „kobieca” jako dorośli. Jednak to doświadczenia z dzieciństwa – konieczność fizycznej obrony, wkładanie sukienek, zabawa lalkami – były najsilniejszymi czynnikami formującymi identyfikację płciową. Badacze konkludowali, że poziom testosteronu we wczesnych fazach życia modeluje wygląd ciała w taki sposób, że kobiety łatwiej lub trudniej dopasowują się do kulturowego stereotypu dotyczącego ich płci.

Stereotypy w odniesieniu do płci są powszechne i ujawniają się m.in. w wychowywaniu dzieci. Badania na trzy-, czteroletnich maluchach pokazały, że ojcowie z większą ostrożnością podchodzą do ryzykownych zachowań córek niż synów. Dzieci zaś mogą uznać obawy rodziców za własne przeświadczenia. Z innych badań na 3-latkach płyną wnioski, że według chłopców ich ojcowie tolerowali zachowania mogące doprowadzić do urazów ciała, a dziewczynki uważały, że ojcowie ochronią je przed przykrymi konsekwencjami.

Gdy drobne różnice biologiczne pomiędzy płciami zostają wzmocnione przez kulturę, efektem jest ogromna przepaść między tym, co myślą o sobie kobiety i mężczyźni. Ta rozbieżność ma również podłoże biologiczne: w naszej wrodzonej potrzebie kategoryzowania postrzeganego świata, co prowadzi do stereotypów. Już dzieci, jak dowiedziono eksperymentalnie, zaraz po tym, jak zaczynają widzieć swoją odrębność płciową, są zmotywowane, aby zachowywać się zgodnie z obowiązującymi stereotypami.

Z powyższego badacze wyciągają konkretny wniosek: nawet jeżeli nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy pewna różnica płciowa jest uwarunkowana biologicznie, czy kulturowo, to wiele stereotypów, które zostały zbudowane na danej różnicy, jest tylko i wyłącznie naszą kulturową kreacją, wykorzystywaną nieraz do uzasadnienia patriarchatu. Najlepszą więc drogą do zrewidowania sposobu postrzegania płci jest zmiana idei wpajanych od najwcześniejszych etapów dzieciństwa.

Paulina Kłos-Wojtczak
Katedra Neurobiologii Uniwersytetu Łódzkiego

Wiedza i Życie 8/2018 (1004) z dnia 01.08.2018; Psychologia; s. 18

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną