Nawet największe indywiduum jest częścią jakieś grupy, choćby danego społeczeństwa. Chcąc nie chcąc, podporządkowujemy się jej normom. Nawet największe indywiduum jest częścią jakieś grupy, choćby danego społeczeństwa. Chcąc nie chcąc, podporządkowujemy się jej normom. Wikipedia
Człowiek

Instynkt stadny w sieci

Psychologowie z niepokojem badają nowe formy interakcji społecznych, stworzone przez internet. I nie chodzi już nawet o izolację czy powierzchowność kontaktów, ale o realne działania zagrażające zdrowiu i życiu człowieka.

W Sekcji Archeo w pulsarze prezentujemy archiwalne teksty ze „Świata Nauki” i „Wiedzy i Życia”. Wciąż aktualne, intrygujące i inspirujące.


„Nie rób tego, bo inaczej umrzesz” – napisała na Twitterze 17-letnia Andrea, po czym zamieściła pod wpisem film wideo. Na nagraniu widać, jak amerykańska nastolatka, próbując sprostać internetowemu wyzwaniu, włożyła na siebie wiele warstw ubrań, a potem – szlochając, a nawet zanosząc się od płaczu – zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie zdjąć odzieży. Miała problemy z poruszaniem się, a że film kręciła pod nieobecność rodziców w domu, nikt nie mógł jej pomóc. Gdyby nie interwencja koleżanki, do której zadzwoniła, mogłoby dojść do przegrzania organizmu, a nawet uduszenia. Andrea opublikowała swój film jako przestrogę dla innych.

Podejmowanie wyzwań to jeden z niezwykle modnych i nieprzemyślanych wygłupów, jakimi młodzież chwali się w mediach społecznościowych. W ubiegłe wakacje [w 2016 r. - przyp. red.] blogerzy z USA, De’arra Taylor i Ken Walker, nakręcili i wrzucili do sieci filmik, w którym próbowali włożyć na siebie 100 warstw ubrań. Nie udało się. Już w połowie zadania para miała problemy z oddychaniem i koordynacją ruchów, więc zrezygnowała z dalszej próby. Nie minęło wiele czasu, by w internecie zaczęły się mnożyć filmiki o podobnej treści zamieszczane przez nastolatków z całego świata. O tym, jak bezmyślna i niebezpieczna to zabawa, przekonała się właśnie Andrea.

Niestety to nie pierwsza sytuacja, kiedy ludzie, chcąc zaimponować innym, robią coś głupiego. W przypadku wyzwań w mediach społecznościowych często ulegamy instynktowi stadnemu, nie przejmując się zbytnio konsekwencjami. Psychologowie z niepokojem badają nowe formy interakcji społecznych, stworzone przez internet. Na szczęście garściami mogą czerpać z dorobku starszych kolegów, bo nawet najbardziej ekstrawaganckie zachowania już dawno zostały zbadane i zweryfikowane za pomocą eksperymentów. Najczęściej z udziałem niczego nieświadomych statystów.

Wątpliwa chwila sławy

Wróćmy na chwilę do internetowych wyzwań. Modę na tego typu rozrywkę spopularyzowała akcja z 2014 r. znana jako Ice Bucket Challenge. W jej trakcie miliony internautów na całym świecie udostępniały w sieci nagrania, na których oblewały się zimną wodą. Celem organizatorów akcji było zwiększenie świadomości na temat przyczyn i objawów stwardnienia zanikowego bocznego (ALS). To niezwykle rzadka choroba neurodegeneracyjna, która dotyczy osób w dojrzałym wieku, najczęściej mężczyzn. Charakteryzuje się głównie powolnym zanikiem mięśni i niedowładem kończyn. Dwie amerykańskie organizacje, które na co dzień pomagają chorym – Les Turner ALS Foundation oraz ALS Therapy Development Institute – postanowiły zwrócić uwagę na problem i zebrać fundusze na dalsze badania i leczenie. Założenie było proste: jedna osoba miała nagrać filmik, jak oblewa się zimną wodą, i wskazać trzech kolejnych śmiałków, którzy musieli powtórzyć jej wyczyn. Oprócz zabawy chodziło o to, by wpłacić jakąkolwiek sumę na konto jednej z organizacji zajmujących się leczeniem ALS. Efekty zadziwiły samych twórców akcji, a Ice Bucket Challenge rozprzestrzenił się po świecie niczym wirus. W szczytowym momencie każdego dnia zamieszczano w sieci aż 16 tys. nagrań z nim związanych, a udział w akcji oprócz milionów zwykłych ludzi wzięli celebryci, sportowcy, politycy i biznesmeni, wśród których wystarczy wymienić Billa Gatesa czy George’a Busha. Pomysł przyniósł bardzo wymierne korzyści. Szacuje się, że dzięki Ice Bucket Challenge na całym świecie zebrano ponad 100 mln dolarów, które sfinansowały m.in. przełomowe badania. Naukowcy z University of Massachusetts Medical School zlokalizowali gen, który wywołuje stwardnienie zanikowe boczne. Nazwali go NEK1 i jego dalsza obserwacja może pozwolić na zrozumienie, jak działa choroba i jak ją skutecznie leczyć.

Syndrom grupowego myślenia

Terminu tego po raz pierwszy użył w 1972 r. amerykański psycholog Irving Janis, uzasadniając uleganie ograniczającej sugestii i naciskowi grupy, której jest się członkiem. Zdaniem eksperta, wbrew obiegowej opinii, że im więcej mądrych głów, tym lepiej, bardzo często myślenie grupowe prowadzi do utraty poczucia rzeczywistości, przeceniania własnych sił i możliwości działania. Jak na ironię tego typu wypaczenia przybierają na sile wraz ze wzrostem statusu społecznego każdego z uczestników grupy. Wszystkiemu winny jest konformizm. Jeśli członkom grupy bardziej zależy na minimalizacji konfliktów niż konstruktywnej dyskusji, wówczas inteligencja grupy wcale nie przewyższa inteligencji jej poszczególnych członków. W praktyce dochodzi więc do sytuacji, kiedy decyzje rozmaitych komitetów czy komisji są wyjątkowo nietrafne i byłoby lepiej, gdyby były one podejmowane przez pojedyncze osoby.

Problem polega na tym, że Ice Bucket Challenge to wyjątek, a w świadomości internautów pozostał jedynie ubaw z oblewania się wodą i wrzucania do sieci viralowych filmików. O ile jednak w przypadku nieszkodliwego Harlem Shake, którego uczestnicy tańczą w jak najdziwaczniejszy sposób, czy popularnego obecnie Mannequin Challenge, w którym należy zastygnąć bez ruchu, nie ma niczego zdrożnego, o tyle większość internetowych wyzwań wypacza sens tej zabawy i ma absurdalny, a często wręcz idiotyczny charakter. Wiele osób naraża się na pośmiewisko lub niewybredne komentarze, publikując w sieci filmy czy nagie lub półnagie zdjęcia, na których okolice intymne zasłaniają jedynie palcem (The One Finger Selfie Challenge), wkładają na głowę biustonosz (Bee Challenge) lub zrzucają sobie na głowę prezerwatywę wypełnioną wodą (Condom Challenge). Ale sferę obyczajową pozostawmy poczuciu estetyki twórców tych nagrań. Sytuacja za to robi się poważna, gdy ludzie ryzykują zdrowie, a nawet życie, by zyskać kilka minut wątpliwej sławy.

Już wariacje wokół Ice Bucket Challenge zakończyły się tragicznie – nastolatek w Szkocji, chcąc urozmaicić wyzwanie, zamiast polać się zimną wodą, postanowił wskoczyć do lodowatego jeziora. Nie przeżył. W 2015 r. opinię publiczną zszokowała zabawa brytyjskich nastolatków polegająca na zjedzeniu całego opakowania paracetamolu na raz (Paracetamol Challenge). Młodzi ludzie najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy, czym grozi przedawkowanie leku przeciwbólowego. Wskutek tego 19-letnia dziewczyna zapadła w śpiączkę i zmarła. Tylko czekać, aż usłyszymy o pierwszych ofiarach Iron Liver Challenge, które polega na wypiciu duszkiem litra wódki, albo Kylie Jenner Challenge, w którym młode dziewczyny, chcąc upodobnić się do siostry amerykańskiej celebrytki Kim Kardashian, próbują uzyskać efekt wydętych ust za pomocą szklanki, butelki lub odkurzacza. Aż strach pomyśleć, jakie mogą być granice internetowej kreatywności pomysłodawców tych wyzwań.

Głupota? Bez wątpienia. Zastanawiający jest jednak proces grupowego otępienia, sprawiający, że internetowa społeczność wspiera się i prowokuje do zachowań, na które pewnie każdy z osobna nigdy by się nie zdecydował. Natura wyposażyła nas w instynkt stadny, który nie dość, że okazuje się niemożliwy do przezwyciężenia, to jeszcze objawia się w tak błahych sprawach, odsłaniając naszą bezbronną podświadomość.

Siła sugestii

Przyczyn brania udziału w internetowych wyzwaniach jest wiele, tak samo jak wiele jest czynników wpływających na to, jaką formę przybiorą. Jedni chcą się popisać, inni pokazać, na co ich stać, a jeszcze inni czują na sobie presję znajomych i nie chcą odstawać od reszty towarzystwa. Niebezpieczny jest zwłaszcza ten ostatni czynnik. Konformizm to jeden z najczęściej badanych procesów w psychologii społecznej. W skrócie można powiedzieć, że jeśli w danej grupie 9 na 10 osób wyrazi jakąś opinię lub zachowa się w określony sposób, to ostatnia z nich zrobi dokładnie tak samo, nawet jeśli myśli i czuje inaczej. Niewiele osób stać w takiej sytuacji na asertywność, a zachowanie jednostki może się diametralnie zmienić pod wpływem opinii innych. Mało tego, w związku z tym, że nie lubimy myśleć o sobie, że jesteśmy ulegli, sami wmawiamy sobie, że to większość ma rację, i w ten sposób uspokajamy sumienie.

Eksperyment AschaShutterstockEksperyment Ascha

Eksperyment Ascha

Na ilustracji powyżej na pierwszy rzut oka spośród linii A, B i C bez trudu można wskazać taką, która długością odpowiada przykładowi po lewej stronie. A jednak im większa liczba uczestników eksperymentu podała błędną odpowiedź, tym większe było prawdopodobieństwo, że reszta ulegnie presji i zweryfikuje swoje spostrzeżenia na rzecz większości. Co ciekawe, eksperyment powtarzano wiele razy i uzyskano podobne wyniki. W kolejnych doświadczeniach wprowadzono kilka zmiennych. Gdy jeden z pomocników wyłamywał się ze schematu, podając prawidłową odpowiedź, ośmielało to innych do wypowiedzenia własnego zdania. W takiej sytuacji często dochodziło do dyskusji pomiędzy uczestnikami eksperymentu, czego nie odnotowywano wcześniej. Co więcej, jeżeli w połowie doświadczenia buntownik wycofywał się i znów zaczynał popierać większość, liczba błędów automatycznie rosła do wartości z eksperymentów, w których panowała jednomyślność. To pokazuje, jak wielki wpływ ma na nas grupa, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy.

Mechanizm ulegania presji społecznej idealnie obrazuje eksperyment społeczny przeprowadzony w 1955 r. na Harvard University, którego autorem jest prof. Solomon Asch. Jego uczestnicy, wśród których znaleźli się podstawieni asystenci naukowca, mieli odpowiedzieć na bardzo proste pytanie: który z trzech odcinków jest takiej samej długości jak zaprezentowana im pojedyncza linia. Pytanie z pozoru było banalne, bo już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć różnice. Zadaniem podstawionych pomocników było jednak udzielanie niepoprawnych odpowiedzi, a wszystko odbywało się na forum grupy. I tu zaczął się problem, a wyniki okazały się zaskakujące dla samego badacza. Mimo oczywistej odpowiedzi na pytanie ponad połowa badanych wskazała złą, sugerując się odpowiedziami swoich poprzedników, a 65% się zawahało. Psycholog tłumaczył uległość wobec większości strachem przed odrzuceniem i pragnieniem akceptacji przez grupę (w psychologii proces ten nazywa się konformizmem normatywnym).

Wnioski z eksperymentu Ascha są aktualne do dzisiaj, o czym za każdym razem przekonuje się na swoich zajęciach dr Noam Shpancer, wykładowca psychologii na Otterbein University. Demonstracja, od której zaczyna zajęcia z każdą nową grupą, polega na tym, że prosi dwóch studentów o wyjście z sali. W tym czasie pozostałych instruuje, by unikali jakiegokolwiek kontaktu z nimi, i obiecuje za to dodatkowe punkty na egzaminie. Po kryjomu rady daje także parze studentów, których prosił o wyjście – w ich przypadku prosi, by robili wszystko w celu nawiązania kontaktu z resztą grupy. Po efektownej demonstracji pyta dwójkę studentów, jak się czuli, kiedy nie mogli dołączyć do grupy. Odpowiedź zawsze brzmi podobnie: coś strasznego! Najciekawsza jest jednak reakcja grupy, kiedy dowiaduje się, że tak naprawdę to nie para, która opuściła salę, była poddana próbie, ale wszyscy pozostali. Nikt nie sprzeciwił się woli wykładowcy, traktując niewinnych ludzi wyjątkowo paskudnie. Wystarczył autorytet prowadzącego i złudna obietnica korzyści. – Tak właśnie działa konformizm i często nawet nie zdajemy sobie sprawy, że mu ulegamy – podsumowuje Shpancer.

Grupowe naśladownictwo to także jeden z elementów wpływu społecznego, który wyodrębnił Robert Cialdini, ekspert znany z badań nad procesem perswazji i manipulacji. Punktem odniesienia dla zachowań człowieka stają się reakcje innych ludzi, a jednostka wykazuje tym samym tendencję do przyjmowania poglądów, zachowań i decyzji takich samych jak reszta grupy społecznej. Skoro inni tak robią, to i ja mogę – myślimy.

Oczywiście mechanizmy, o których mowa, da się zauważyć na poziomie określonej społeczności internetowej, zwłaszcza wśród grona znajomych na portalach. Konstruktywna krytyka i asertywność wśród bliskich przyjaciół nikogo nie dziwią, ale im więcej osób, z którymi nie łączą nas bliskie relacje, tym większa nasza podatność na konformizm. Ludzie znacznie bardziej cenią sobie wielość rzadkich, luźnych interakcji. To tłumaczy zjawisko tak rozbudowanych grup kontaktowych w sieci, z którymi relacje nawiązujemy sporadycznie.

Warto przy tej okazji wspomnieć prof. Robina Dunbara z Oxford University, który twierdzi, że ludzka percepcja jest w stanie „zakodować” do 150 osób, przyporządkowując im tożsamości i personalia. Każda kolejna poznana osoba staje się dla nas już tylko numerem. Zdaniem brytyjskiego psychologa liczba ta jest niezmienna, niezależnie od biegu czasu, różnic kulturowych czy dostępności portali społecznościowych.

– Facebook sprawił, że nasze poczucie własnej wartości zaczęło być definiowane za pośrednictwem lajków. A więc nasze poczucie tożsamości kształtujemy dziś za pośrednictwem tego, co udostępniamy i w jaki sposób to robimy. Analizując polubienia naszych facebookowych znajomych, to, co „szerują” i komentują, dowiadujemy się, co jest akceptowalne, co powinniśmy robić oraz kim być – mówi dr Suzana Flores, autorka książki „Sfejsowani”, która wkrótce ukaże się na naszym rynku i jest efektem wieloletnich badań nad mediami społecznościowymi.

Grupa internautów dopinguje się więc nawzajem w działaniach, utwierdzając w przekonaniu, że robi coś ciekawego. To dlatego tak wiele wyzwań internetowych rozprzestrzenia się po sieci niczym lotem błyskawicy, przyciągając rzesze coraz to nowych ciekawskich. Oczywiście nie wszystkie tego typu zabawy są złe i nie wszystkie należy potępiać. Problemem jest to, gdy przekraczają powszechnie akceptowalne granice. W takim kontekście warto przypomnieć sobie słowa Marka Twaina, który radził, by zastanowić się przez chwilę, ilekroć znajdziemy się po stronie większości. To może być jedno z najcięższych wyzwań.

Wiedza i Życie 3/2017 (987) z dnia 01.03.2017; Psychologia; s. 26