Shutterstock
Człowiek

Prawo dziecka: nie być w sieci

Niemal co czwarty rodzic permanentnie udostępnia w internecie informacje o swoich dzieciach oraz ich zdjęcia. Matki robią to częściej niż ojcowie – wynika z badań dr Anny Brosch z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego. I najwyraźniej nie myślą o skutkach takiego działania.

Media społecznościowe zalewane są dziś ogromną ilością informacji o dzieciach. Zwłaszcza zdjęciami przedstawiającymi dzieci w różnych codziennych sytuacjach, często bardzo intymnych, np. siedzących nago na nocniku. To sharenting, ukute z angielskich słów share i parenting.

Jak to możliwe, że rodzice w tak bezrefleksyjny sposób naruszają prywatność swoich dzieci? Być może jest to sposób, w jaki celebrują ich życie? Może szukają wsparcia u innych rodziców. A może pragną pochwalić się swoim rodzicielstwem lub po prostu pragną zdobyć popularność. Zapominają przy tym jednak, że w ten sposób odbierają dziecku jedno z najistotniejszych praw – prawo do bycia zapomnianym. Internet nigdy nie zapomina, więc trudno przewidzieć konsekwencje takich publikacji w przyszłości. Internet jest także miejscem, które odwiedzają niemal wszyscy – także osoby o złych intencjach i zamiarach. W rzeczywistości, w której zlokalizować można prawie każdego (szczególnie jeśli on sam zamieszcza w sieci wiele przydatnych informacji), fotograficzna przygoda może się skończyć tragicznie.

Dlatego też wśród naukowców z całego świata wzrasta zainteresowanie sharentingiem, jako przedmiotem badań, jednak wiedza o tym zjawisku wciąż jest bardzo uboga. Początkowo badacze skupiali się na próbie zdefiniowania tego zjawiska oraz określenia jego skali, obecnie usiłują ustalić jego przyczyny, czyli co skłania rodziców do upubliczniania informacji o własnych dzieciach.

Dr Anna Brosch prowadzi poświęcone temu badania od kilku lat. Pokazują one, że sharenting dotyczy przede wszystkim małych dzieci, a w wielu przypadkach ma miejsce jeszcze przed narodzinami dziecka, w momencie gdy ciężarna kobieta zamieszcza w sieci zdjęcia ultrasonograficzne. Zaskakuje również fakt, że rodzice zamieszczają informacje ośmieszające czy wręcz upokarzające dzieci, lub filmy, w których przedstawiona jest perfidna gra na emocjach dziecka.

Badania prowadzone przez dr Annę Brosch w 2018 r. wśród 1036 rodziców dzieci w wieku przedszkolnym, miały na celu określenie związku między poziomem sharentingu, a tendencją rodziców do samoujawniania, a także ich wieku, płci i aktywności na w mediach społecznościowych. Okazało się, iż niemal co czwarty rodzic permanentnie udostępnia informacje o swoich dzieciach w internecie. Przy czym kobiety wykazują wyższy poziom sharentingu niż mężczyźni. Jednocześnie o tego rodzaju działaniach decyduje nie tyle wiek użytkowników, ile zaangażowane i aktywne uczestnictwo w wirtualnej społeczności.

Dzieci traktowane są więc jak „microcelebryci”, którzy dorastają w przeświadczeniu, iż dzielenie się szczegółami z prywatnego życia jest naturalną praktyką. Czy gdy w przyszłości sami zostaną rodzicami, będą jeszcze bardziej otwarci i skłonni do samoujawniania? A może postępowanie matek i ojców skutecznie ich do tego zniechęci? Ale jest jeszcze przynajmniej jeden scenariusz: będą za publikowanie zdjęć (lub za to, co może z tego wyniknąć) pozywać rodziców do sądu, jak pewna 18-latka z Austrii.

Przed realizacją pomysłu dzielenia się życiem swojego dziecka ze światem, warto się poważnie zastanowić nad ewentualnymi konsekwencjami.

____________________________________________

źródło: Uniwersytet Śląski