||| ||| Karuka / Shutterstock
Środowisko

Zwierzęca hipnoza. O strategiach przetrwania w świecie fauny

Czy zwierzęta w ogóle potrafią się wzajemnie hipnotyzować? Czy kot może hipnotyzować wróbla, wąż mysz, pies oposa, sarna swoje młode, a stojący najwyżej gatunkowo człowiek prawie wszystkie inne zwierzęta?

W Sekcji Archeo w pulsarze prezentujemy archiwalne teksty ze „Świata Nauki” i „Wiedzy i Życia”. Wciąż aktualne, intrygujące i inspirujące.


Opos (dydelf północny) wylegiwał się leniwie w jednym z kątów swojego wybiegu, kiedy został do niego wpuszczony spaniel. Pies ten, przyzwyczajony do wesołych zabaw, uznał od razu, iż znalazł w oposie nowego towarzysza do swych psich figli. Jednakże opos, należący do torbaczy, zupełnie opacznie zrozumiał próby nawiązania kontaktu ze strony psa. Sądząc, że oto wybiła jego ostatnia godzina, nastroszył się i drżał na całym ciele. I tak oto oba zwierzęta stały nieruchomo naprzeciw siebie przez około trzy minuty, patrząc sobie w oczy. Nagle opos padł na ziemię jak nieżywy, głowa zwisła mu na bok, pysk otworzył się, a oczy patrzyły martwo w przestrzeń. Kompletnie zmieszanego tym przebiegiem wydarzeń psa zabrano natychmiast z wybiegu. Chwilę potem opos obudził się jak gdyby z głębokiego transu i podreptał w kierunku swojej miski z pożywieniem.

Zaatakowany przez psa opos udaje martwego.AndrewASkolnick/ShutterstockZaatakowany przez psa opos udaje martwego.

Czy pies zahipnotyzował oposa? Czy też stan, w jakim znalazło się to zwierzę, wynikał wyłącznie z przebytego szoku, był zwykłym omdleniem spowodowanym strachem przed psem, zwykłym stanem „sparaliżowania” przez strach? Aby bliżej wyjaśnić tę kwestię, profesor Kenneth Norton ponownie zaaranżował sytuację budzącą w oposie strach, poddając jednocześnie zwierzę badaniu za pomocą swego rodzaju „wykrywacza kłamstw” – urządzenia pozwalającego ustalić, czy badane zwierzę jest w stanie szoku, śpi lub jest w stanie oszołomienia, jest zahipnotyzowane, czy też po prostu „udaje” martwe ze strachu. Wynik nie nasuwał żadnych wątpliwości – opos był zahipnotyzowany. Ale na tym jeszcze nie koniec. Kiedy eksperyment powtarzano, i to używając zamiast żywego psa szczerzącej zęby jak krokodyl w kukiełkowym teatrze drewnianej atrapy psiego pyska, oposy także zapadały prawie natychmiast w stan transu przypominającego śmierć.

A więc drewniana lalka zamiast hipnotyzera?! Urągało to wszelkim dotychczasowym wyobrażeniom na temat tajemniczej sztuki hipnozy. A więc nie trzeba już więcej wyposażonego w ponadludzkie siły „mistrza”, który przemocą narzuca ofierze swą wolę? Czy do hipnozy wystarczy jedynie atrapa? Coś w rodzaju „aparatu do hipnotyzowania”?

Czy też może w ogóle nie mamy do czynienia ze zjawiskiem hipnozy?

Zahipnotyzowana kura

Zapoznajmy się najpierw z kolejnymi przykładami, np. doświadczeniami, jakie przeprowadził na uniwersytecie w Nowym Orleanie profesor Gordon Gallup. Na „medium” wybrał on kury, a na „hipnotyzera” wypchanego jastrzębia. Za każdym razem, kiedy przed żywą kurą ustawiano martwego drapieżnika, po niedługim czasie padała ona jak sparaliżowana na wznak, z wyciągniętymi sztywno do góry nogami. Kiedy jednak bezpośrednio po tej serii doświadczeń naukowiec przysłonił płótnem oczy wypchanego jastrzębia, żadna z kur nie dała się już więcej zahipnotyzować. Działo się nawet wręcz przeciwnie: kury nie tylko przechadzały się beztrosko, gdacząc, obok wypchanego ptaka, ale zaczęły go dziobać i w końcu przewróciły na ziemię. Czy więc oczy jastrzębia wysyłają coś, co jest niezbędne do wywołania hipnozy, i to nawet wtedy, gdy są to oczy wykonane ze szkła? Co też mogłoby to być?

Pierwszych wyjaśnień na ten temat dostarcza porównanie opisanej poprzednio sytuacji ze znanym najprostszym sposobem, w jaki człowiek może zahipnotyzować każde prawie zwierzę. Dla przykładu: należy obiema rękami schwycić kurę, położyć ją na wznak i w tej pozycji przytrzymać przez 15–20 s tak, by nie mogła się poruszać. Gdy następnie powoli się ją uwolni, pozostaje ona w tej pozycji przez kilkanaście minut, a czasem nawet całą godzinę, ani drgnąwszy. Wielu pracujących w zoo opiekunów zwierząt stosuje opisaną powyżej metodę wobec zachowujących się niespokojnie, np. przy ważeniu, mniejszych zwierzątek. Interesujące jest, że do wprowadzenia w stan hipnozy nie jest konieczne ani demoniczne wpatrywanie się w „medium”, ani żadne czarodziejskie zaklęcie. Wystarcza zwyczajne położenie na wznak i przytrzymanie. Całkowite unieruchomienie ofiary jest podstawowym warunkiem koniecznym do wywołania hipnozy, i to obojętne, jaką drogą się je uzyska.

Jak „zahipnotyzować” kurę? Jedna z metod: Przyciśnij ptaka do ziemi i pochyl mu głowę do ziemi. Narysuj przed nim pionową kreskę (może być palcem na piasku) o długości 30 cm, zaczynając od dzioba. Kura powinna znieruchomieć na jakiś czas ze wzrokiem wbitym w kreskę.sirtravelalot/ShutterstockJak „zahipnotyzować” kurę? Jedna z metod: Przyciśnij ptaka do ziemi i pochyl mu głowę do ziemi. Narysuj przed nim pionową kreskę (może być palcem na piasku) o długości 30 cm, zaczynając od dzioba. Kura powinna znieruchomieć na jakiś czas ze wzrokiem wbitym w kreskę.

Ktokolwiek jednak spróbowałby zahipnotyzować swego psa, kota albo papużkę falistą, narazi się z góry na niepowodzenie. Profesor Gallup odkrył przyczynę tego faktu: im więcej zaufania do człowieka ma zwierzę, tym trudniej jest je zahipnotyzować. W przypadku zwierząt domowych jest to prawie niemożliwe. Brakuje tu bowiem drugiego warunku niezbędnego do wywołania stanu hipnozy u zwierzęcia, a mianowicie strachu. W szczególności chodzi o zagrożenie, przed którym zwierzę nie ma możliwości ucieczki.

Dyrektor szwajcarskiego ogrodu zoologicznego, profesor Heini Hediger, określa to następująco: „Hipnoza zwierzęca jest szczególną formą ucieczki. Jest to ucieczka w stan przypominający pozornie śmiertelne zesztywnienie, w czasie którego świadomość zwierzęcia ulega zawężeniu, ale nie zostaje całkowicie wyłączona, pozostając w stanie nieco odwróconym od rzeczywistego świata”.

Opos zapędzony w róg swego wybiegu lub kura, naprzeciw której ustawiono jastrzębia, nie miały drogi ucieczki. Najwięcej instynktowego lęku budził w tej sytuacji fakt wpatrywania się w „ofiarę” dwojga oczu drugiego zwierzęcia. Na wolności, w przyrodzie, istnieje tylko jedna sytuacja, kiedy jedno zwierzę długo i przenikliwie wpatruje się w drugie, mianowicie kiedy chce je pożreć. Wszystko to nie ma, jak widać, nic wspólnego z demonicznymi siłami zawartymi w spojrzeniu hipnotyzera, wnikającym w głębię duszy ofiary. Prawdziwą hipnotyzującą siłą jest tu wyłącznie lęk przed wpatrującą się w ofiarę parą oczu. Na podobnej zasadzie powoduje lęk pozycja na grzbiecie. W walce na śmierć i życie jest to pozycja przegranego i skazanego na pożarcie.

Kiedy „pańcio” położy swego ukochanego pieska na grzbiecie, ten oczywiście wcale się nie boi, wręcz przeciwnie, cieszy się z powodu oczekiwanej zabawy. Trudno więc się dziwić, że z hipnozy w takim przypadku nici. Profesor Gallup odkrył jeszcze coś, a mianowicie, że im dłużej ściga się kurę, którą zamierza się zahipnotyzować, im więcej ona gdacze, trzepocze skrzydłami i im bardziej jest wystraszona, tym łatwiej ulega następnie hipnozie oraz tym dłużej pozostaje nieruchoma i zesztywniała.

Zwierzęce poziomy świadomości

Inny eksperyment wykazał, że muzyka beatowa musi nieźle przerażać zwierzęta. Dalekie od rytmicznego kołysania się, właściwego słuchającym tej muzyki ludziom, natychmiast tracą świadomość, która wybiega do odległych światów już w momencie usłyszenia pierwszych taktów tej muzyki. Jeśli jednak przed taką hipnozą uczony podał zwierzętom środek uspokajający, muzyka nie działała na nie wcale i nie dawały się już w ogóle wprowadzić w stan transu.

„Zahipnotyzowana” czy odrętwiała ze strachu sikorka?Katrien Buysse/Shutterstock„Zahipnotyzowana” czy odrętwiała ze strachu sikorka?

W sposób identyczny z opisywanym uprzednio dawały się profesorowi Gallupowi wprowadzić w stan hipnozy lisy, owce, króliki, małpy, wróble, gęsi, zaskrońce, jaszczurki, żaby, raki, a nawet koniki polne i ważki. Wydaje się, że poza nielicznymi zwierzętami należącymi do gatunków „niższych”, takimi jak dżdżownice i meduzy, każde inne zwierzę może zostać zahipnotyzowane. W badaniach porównawczych okazało się jednak, że im bardziej rozbudowana jest kora mózgowa zwierzęcia, tym trudniej daje się ono wprowadzić w stan transu hipnotycznego. Najłatwiej w ogóle dają się hipnotyzować owady i żaby, najtrudniej zaś małpy, w szczególności człekokształtne. Można stąd wysnuć wniosek, że i w przypadku człowieka zjawisko hipnozy wcale nie opiera się na najwyższych funkcjach jego układu nerwowego. Proces hipnozy nie rozgrywa się w obrębie szarych komórek kory mózgowej, lecz przebiega przy wyłączeniu świadomości i rozumu. Hipnotyzerzy nigdy nie lubili samodzielnie myślących i krytycznie do ich sztuki nastawionych mediów – i dobrze wiedzieli czemu. Ten, kto poddaje się hipnozie, wcale nie udaje się w wyższe obszary ducha, wręcz przeciwnie, schodzi raczej na zwierzęce poziomy świadomości.

Jeżeli hipnoza jest tak rozpowszechniona w świecie zwierząt, to musi ona posiadać szczególne znaczenie. Zbadamy to dokładniej na przykładzie węża i myszy. Każdy, kto kiedykolwiek karmił w zoo węże żywymi białymi myszkami, musiał być początkowo zdziwiony faktem, że dla tych całkowicie zdegenerowanych przez hodowlę w warunkach laboratoryjnych istot ani żmija zygzakowata, ani grzechotnik nie znaczą więcej niż uschnięta gałąź. Gad się wije, patrzy na myszy i „hipnotyzuje” je, jak może, a one, nic sobie z tego nie robiąc, biegają beztrosko po klatce, a nawet po ciele i głowie samego węża. Myszy nie zdają sobie zupełnie sprawy z tego, czym jest wąż ani że stanowi on dla nich śmiertelne niebezpieczeństwo. Dopiero gdy mysz dowie się o tym, np. widząc, jak wąż pożera innego przedstawiciela jej gatunku, ogarnia ją paraliżujący strach. Gdy wąż zaczyna się do niej zbliżać, mysz zastyga jak biblijny „słup soli” i pogrąża się w stanie podobnym do hipnozy. I to właśnie może być dla niej jedynym ratunkiem. Od kilku lat wiemy już, że oczy węża rejestrują wyłącznie obiekty, które się poruszają. Wszystko, co znajduje się w polu widzenia i jest nieruchome, rozpływa się w oczach węża w przeciągu kilku sekund w szaroczarną mgłę. Jeśli mysz zdecyduje się na ucieczkę, zostaje nagle ponownie zauważona przez węża, który następnie błyskawicznie ją atakuje. Jeżeli zastygnie ona bez ruchu na dziesięć minut, zagra w ten sposób z wężem w chowanego. Jeśli ma szczęście, gad może opuścić swoje miejsce, a jej życie zostanie uratowane.

Niektóre gatunki węży potrafią skompensować swoją „wadę wzroku”, kołysząc przednią częścią ciała przed potencjalną zdobyczą. W ten sposób jak gdyby „odzyskują” zdolność widzenia. W stosunku do tych węży zastygnięcie w odrętwieniu hipnotycznym niestety nie pomaga. Ofiara może co najwyżej liczyć na to, że zostanie uznana za nieżywą, a gad uda się na poszukiwanie „świeżej”, żywej zdobyczy. Z powyższych rozważań wynika, że stwierdzenie: „wąż hipnotyzuje mysz po to, by ją schwytać”, jest fałszywe. Stwierdzenie prawdziwe brzmi: „zastygnięcie w stanie stuporu hipnotycznego w wielu przypadkach ratuje życie myszy”. Wydaje się także, że sam wąż niewiele wie o przypisywanej mu hipnotycznej sile. Poprzednie stwierdzenia można dodatkowo poprzeć faktem, że żaby i ropuchy zastygają w bezruchu nie tylko na widok prawdziwego węża, ale również gdy pokaże im się wijący się przed nimi metrowy gumowy wąż ogrodowy!

Nie ruszaj się!

Znieruchomienie może więc ratować życie. Kolejnym przykładem jest sytuacja, kiedy do kurnika wdziera się kuna. Większość ptaków trzepocze się, głośno gdacząc – i zostaje zabita. Tylko kury wysiadujące jaja nie poruszają się i pozostają w gniazdach – i tylko one przeżywają tę krwawą rzeź. Również ze względów bezpieczeństwa sarny i antylopy hipnotyzują swoje młode, kiedy same udają się na żer. Na pożegnanie przyciskają młode do ziemi. Tam, rozpłaszczone, pozostaje ono aż do powrotu matki, która wydając powitalny okrzyk, uwalnia je tym samym ze znieruchomienia. Jest to rodzaj hipnotycznej profilaktyki na wypadek pojawienia się wroga. Zarzutem, jaki można postawić całym tym rozważaniom, jest stwierdzenie, że w żadnej z omawianych sytuacji me mieliśmy do czynienia z prawdziwą hipnozą, gdyż nie było ani jednego przypadku, w którym hipnotyzowany podporządkowywałby się woli hipnotyzera.

Lepiej się nie ruszać.Maja Marjanovic/ShutterstockLepiej się nie ruszać.

Należy tu więc dodać następujący komentarz: U człowieka wyróżnia się trzy stopnie głębokości transu hipnotycznego. Pierwszy – senność lub inaczej somnolencja. Zachowuje się w nim pełnię świadomości połączoną z uczuciem unoszenia się w przestrzeni. Wszystko, co się widzi, wydaje się oddalone, dźwięki docierają do uszu jakby przez szklaną ścianę. Do osiągnięcia tego stanu nie jest potrzebne uczucie strachu, wystarczy jedynie nieruchome ułożenie ciała i utkwienie wzroku w jednym punkcie, podobnie jak dzieje się to w chwili, gdy cała nasza uwaga zostanie zaabsorbowana jakimś fascynującym zjawiskiem. Jeśli obiektem, na którym koncentruje się uwagę, jest hipnotyzer, szepcze on ciągle, że należy się odprężyć i być w pełni spokojnym. Pojawia się wtedy poczucie bezwładu obejmujące ciało i duszę. Do osiągnięcia tego stanu nie jest zresztą wcale niezbędna obecność hipnotyzera, można go bowiem osiągnąć także przy użyciu wyłącznie własnych sił poprzez tzw. trening autogenny.

Stan taki może ponadto wystąpić i bez udziału naszej woli. Zdarza się to w przypadku tzw. hipnozy autostradowej. Do wywołania stanu zbliżonego do hipnotycznego wystarcza bowiem długotrwałe unieruchomienie w jednej pozycji ciała człowieka siedzącego za kierownicą samochodu i trwające godzinami wpatrywanie się w monotonną wstęgę autostrady. Poczucie rzeczywistości, odpowiedzialność, zdolność do krytycznej oceny sytuacji, odczuwanie bólu powoli zanikają – efektem końcowym jest zwykle wypadek. Drugim stopniem głębokości stanu hipnotycznego jest bezwolne podporządkowanie się medium woli hipnotyzera, tak zwana hipotaksja. Trzeci stopień to znany skądinąd somnambulizm. Występują w nim takie zjawiska jak poruszanie się lub chodzenie w stanie snu hipnotycznego albo wypełnianie sugestii posthipnotycznych.

Jeśli chodzi o hipnozę u zwierząt, to posiadamy dokładniejsze dane jedynie na temat pierwszego stopnia głębokości występującego u nich stanu hipnotycznego. Można by do niego zaliczyć wszystkie opisane uprzednio przypadki. Ważne jest tu zanikanie wrażliwości na ból. Między innymi można odnieść na tej podstawie wrażenie (choć z pewnością nie zawsze słuszne), że np. napadnięta przez lwa antylopa gnu w trwającej kilka minut walce o życie, choćby odniosła w niej jak najokrutniejsze obrażenia, nie odczuwa już właściwie bólu. Gdyby rzeczywiście tak było, to można by uznać omawianą przez nas formę stanu hipnotycznego występującego u zwierząt za rodzaj stworzonej przez naturę „humanitarnej” pomocy przy umieraniu.

* Fragment pochodzi z książki Vitusa B. Dröschera „Ludzkie oblicze zwierząt”, Prószyński i S-ka 2019

Wiedza i Życie 9/2019 (1017) z dnia 01.09.2019; Zoologia; s. 22
Oryginalny tytuł tekstu: "Zwierzęca hipnoza"