Okręty stają się coraz ­bardziej ­uniwersalne, np. nowy ­chiński niszczyciel typu 55 ­potrafi niszczyć cele w powietrzu, na wodzie i pod wodą. Ma osłaniać chińskie lotniskowce. Okręty stają się coraz ­bardziej ­uniwersalne, np. nowy ­chiński niszczyciel typu 55 ­potrafi niszczyć cele w powietrzu, na wodzie i pod wodą. Ma osłaniać chińskie lotniskowce. Wikimedia Commons
Technologia

Okręty wojenne przyszłości

Czasy dużych okrętów wojennych zdają się odchodzić w przeszłość. Przyszłość raczej należy do mniejszych, ale bardziej uniwersalnych jednostek, w tym także bezzałogowych.

Jeszcze 100 lat temu morską potęgę państwa definiowano łącznym tonażem floty. Królami mórz były potężne pancerniki, których kres po II wojnie światowej wyznaczyło pojawienie się lotniskowców. Według prognoz GlobalData w nadchodzącej dekadzie dominującą pozycję stracą niszczyciele na rzecz nieco mniejszych, ale niezwykle uniwersalnych i świetnie uzbrojonych fregat (29% przewidywanego rynku dla fregat wobec 21% niszczycieli). Ich koszt – jak w przypadku nowoczesnej serii FREMM – to 500–700 mln dol. za sztukę. Jednocześnie wojsko stawia na jeszcze mniejsze okręty, ale w pełni skomputeryzowane, jak najbardziej zautomatyzowane i uzbrojone bez porównania lepiej niż ich poprzednicy. Coraz więcej państw decyduje się na korwety oraz przybrzeżne okręty patrolowe, które lepiej radzą sobie z wyzwaniami teraźniejszości – piratami, terrorystami i przemytnikami.

Co ciekawe, chociaż okręty wojenne stają się coraz bardziej uniwersalne i wielozadaniowe, to ich bazowa konstrukcja nie przeszła większej ewolucji. Właściwie wszystkie współczesne projekty jednostek nowego typu – patrolowców, korwet, fregat, niszczycieli, krążowników i desantowców – mają klasyczną budowę. Jedynym naprawdę futurystycznym, ale również i nieudanym, konceptem ostatnich lat jest amerykański 190-metrowy niszczyciel typu Zumwalt, charakteryzujący się wysokim stopniem skomputeryzowania oraz zastosowaniem kompozytów, zapewniających zmniejszoną efektywną powierzchnię odbicia radarowego (stealth). US Navy planowało pozyskanie 32 okrętów w cenie ok. 4 mld dol. każdy, ale ostatecznie skończyło się na trzech jednostkach. Obawiający się porażki inżynierowie nie chcą się też wzorować na nowatorskich amerykańskich okrętach przybrzeżnych LCS (jakieś 600 mln dol. za sztukę), które zbudowano jako platformę modułową. Oznacza to, że da się je szybko wyposażyć w jeden z 44 niezależnych modułów misji, dzięki czemu LCS może służyć – w zależności od potrzeb chwili – jako jednostka transportowa, zwalczania okrętów podwodnych lub niszczyciel min.

Nowa potężna broń

Współczesne okręty wyróżnia (tak też będzie w przyszłości) potężne uzbrojenie, głównie rakietowe, czyli w zależności od klasy jednostki od kilku do kilkudziesięciu rakiet różnego przeznaczenia. Aż 112 rakiet przenosić może nowy chiński niszczyciel typu 055. Aby najlepiej zilustrować ewolucję potęgi okrętów, wystarczy stwierdzić, że w 1939 r. Niemcy musieli wpłynąć do Gdańska, aby ostrzelać polską placówkę na Westerplatte. Dzisiaj podobny atak mógłby zostać przeprowadzony z odległości setek kilometrów, z rodzimego portu okrętów. Potęga współczesnych jednostek pływających została unaoczniona w ostatnich latach w Iraku i Syrii, gdzie cele w głębi lądu ostrzeliwano właśnie z morza. Przeciętny zasięg takiej rakiety to co najmniej 1 km. Nic więc dziwnego, że kolejne państwa – na liście znajduje się także Polska (dla okrętów podwodnych) – chcą się wyposażyć w tego rodzaju broń.

Okręty wojenne przyszłości otrzymają nie tylko rakiety do rażenia celów powietrznych, nawodnych i naziemnych, ale także dopiero opracowywane systemy. Są to np. lasery, których główną zaletą jest niekończąca się amunicja, aczkolwiek zasadniczym i ciągle nierozwiązanym problemem pozostaje konieczność wytworzenia odpowiedniej mocy wiązki. Z badań wojskowych wynika, że przechwycenie niewielkiej łodzi w odległości 5 km lub małego latającego drona w odległości 10 km wymaga lasera o mocy 100 kW, a w przypadku manewrującej rakiety przeciwokrętowej – już 1 MW. Oznacza to zamontowanie wyposażenia (źródło prądu, system chłodzenia) o masie co najmniej kilkudziesięciu ton.

Niemniej jednak udane testy już przeprowadzono. US Navy próbowała LaWS (Laser Weapon System) o mocy 33 kW. Zamontowano go na okręcie desantowym USS „Ponce” i z sukcesami użyto jako broń defensywną. LaWS przeznaczony jest do zwalczania niewielkich dronów i łodzi. W 2021 r. USS „Preble” ma zostać pierwszym niszczycielem w historii uzbrojonym w laser dużej mocy (60 kW), a w przyszłości okręt przybrzeżny USS „Little Rock” otrzyma laser o mocy 150 kW. Już teraz rozpoczęto program wyposażania ośmiu innych niszczycieli w system ODIN (Optical Dazzling Interdictor, Navy), przeznaczony do oślepiania sensorów naprowadzających samolotów, dronów i rakiet przeciwokrętowych. Podobne projekty są z powodzeniem rozwijane m.in. w Japonii, Wielkiej Brytanii, Niemczech i Chinach.

Wśród nowatorskiej broni okrętowej należy wymienić również działo elektromagnetyczne, wystrzeliwujące z dużą prędkością pociski bez głowicy bojowej, niszczące cel jedynie energią kinetyczną. Jego wielką zaletą jest zasięg. Przykładowo działo kalibru 356 mm z pancernika USS „Arizona” miało donośność rzędu 33 km, a popularna dzisiaj armata Mk 4 kal. 127 mm charakteryzuje się donośnością ok. 36 km. Natomiast działo elektromagnetyczne pozwalałoby razić cele w odległości nawet 400 km. I raz jeszcze wraca problem wytworzenia odpowiedniej do obsługi systemu energii – większość okrętów wojennych nie ma takiej możliwości. Odrębny kłopot stanowi również krótka żywotność lufy. Pomimo to Amerykanie, którzy na testy tej broni wydali już ponad pół miliarda dolarów, chcą w najbliższej przyszłości zamontować ją na okrętach Zumwalt, które jako jedyne w arsenale US Navy dysponują odpowiednim zapasem mocy. Chińczycy już wyposażyli jeden ze swych okrętów – desantowiec typu Yuting – w takie działo. Jednostka miałaby wejść do służby ok. 2025 r. Na początku kolejnego dziesięciolecia działa elektromagnetyczne znaleźć się mają na pokładach nowych okrętów Francji i Niemiec.

W stronę autonomiczności

Wyraźnym i niezmiennym trendem w wojskowości – również w marynarce wojennej – jest maksymalna automatyzacja systemów i zastępowanie ludzi komputerami. Tradycyjne okręty wojenne transportują liczną załogę (ok. 300 osób na niszczycielu, ok. 150 na fregacie), a poza tym marynarki muszą dysponować przynajmniej jedną zapasową załogą na jednostkę, co oznacza utrzymywanie dużej kadry. To nie tylko obciążenie dla budżetu, ale także problem, bo wiele państw dysponuje za małą liczbą rekrutów. Remedium na ten stan mają być morskie bezzałogowce, które już z powodzeniem się wykorzystuje. Nowoczesne okręty wyposaża się w drony latające (UAV), nawodne (USV) oraz podwodne (UUV). Na lata 2020/2021 US Navy przeznaczyła 400 mln dol. na dwa bezzałogowe okręty o długości do 91 m. Łącznie do 2024 r. planuje nabycie 10 takich jednostek za 2,7 mld dol. Docelowo mają zostać wyposażone w broń, w tym w rakiety różnego typu. Celem Amerykanów jest wzmocnienie swej floty w obliczu możliwej wojny z Chinami. Bezzałogowe okręty byłyby idealne do przełamywania linii obrony na Pacyfiku.

Amerykańska agencja badawczo-rozwojowa DARPA prowadzi wstępne prace nad projektem NOMARS (No Manning Required, Ship), a więc okrętu bez załogi, który będzie w stanie samodzielnie operować na otwartym morzu przez rok bez konieczności serwisowania. Program ma na celu opracowanie demonstratora technologii, na którym zostanie sprawdzone, czy taki futurystyczny pomysł da się zrealizować. Wiąże się z tym nadzieje, bo morskie bezzałogowce już istnieją, choć oczywiście stopień ich autonomiczności jest mocno ograniczony. Jako przykład posłużyć może przeznaczony do zwalczania okrętów podwodnych Sea Hunter firmy Leidos, powstały w ramach innego programu DARPA. Jednostka jest w dużym stopniu niezależna, aczkolwiek jej pracę nadzoruje operator. Pozytywnie zaliczyła próbę samodzielnego przemieszczania się pomiędzy wyznaczonymi punktami. Jeżeli kolejne testy będą równie pomyślne, Sea Hunter zostanie przystosowany do operacji patrolowych, transportu zaopatrzenia, a także bardziej wymagających, jak zwalczanie min morskich. Bardziej zaawansowany projekt powstał w Izraelu, gdzie Elbit opracował wielozadaniowy modułowy system Seagull, zdolny w pełni samodzielnie wykrywać, identyfikować i atakować cele, a więc okręty podwodne nieprzyjaciela. Seagull może również niszczyć wykryte miny.

Robert Czulda
Uniwersytet Łódzki

Wiedza i Życie 8/2020 (1028) z dnia 01.08.2020; Technika; s. 42

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną