Operacja zmiany płci z żeńskiej na męską. Operacja zmiany płci z żeńskiej na męską. Infografika Grzegorz Kołnierzak
Zdrowie

Zmiana płci

materiały prasowe
Z ogólnoświatowych badań wynika, że 0,3–0,6% ludzi uważa się za osoby transpłciowe. Czy transpłciowość to wynalazek XXI w.?

Mel Wymore zaczął przyjmować testosteron tuż przed nadejściem menopauzy. W rezultacie on i jego syn w tym samym czasie przechodzili okres dojrzewania. Jabłko Adama i niski głos najpierw wykształciły się u syna. „Ja poszedłem w jego ślady”, opowiada Mel. Był rozwiedziony od niemal 10 lat, kiedy podjął decyzję o rozpoczęciu zmieniania swojego wyglądu. „Posadziłem dzieci przy stole, wyciągnąłem album z fotografiami z mojego dzieciństwa i powiedziałem: «Wiecie, że nie jestem typową mamą, ponieważ umawiam się na randki z kobietami, noszę też krótkie włosy. Od jakiegoś czasu odnajduję w moim wnętrzu ukrywającego się tam chłopca. Zamierzam go uwolnić»”.

Mel zaczął nosić męskie ubrania, zmienił fryzurę i owijał sobie piersi, żeby je spłaszczyć. „Jedną z pierwszych rzeczy, które zrobiłem, było obwiązanie piersi. Poczułem ogromną ulgę, pozbywszy się staników i zmieniwszy wygląd na bardziej męski”. Dzieci wspierały Mela; miały wtedy 12 i 15 lat. Mel wspomina jednak, że nie potrafiły sobie wyobrazić, co się wydarzy. On zresztą też nie.

Istnieli zawsze

Mel, jak inni przedstawiciele społeczności transpłciowej, żywił głębokie przekonanie, że jego kobieca anatomia nie odzwierciedla osoby, którą się naprawdę czuje. Nie chodzi tu o orientację seksualną, która wiąże się z tym, kto nas pociąga. Z ogólnoświatowych badań wynika, że 0,3–0,6% ludzi uważa się za osoby transpłciowe. Ankieta przeprowadzona w 2016 r. w Stanach Zjednoczonych przyniosła podobne wyniki, co oznaczałoby, że w państwie tym żyje co najmniej 1,4 mln dorosłych transpłciowych Amerykanów. Liczby te nie obejmują osób, które boją się przyznać do tego, co czują. Nie powinno zaskakiwać, że odsetek ludzi identyfikujących się jako transpłciowe jest wyższy w miejscach, gdzie obowiązują antydyskryminacyjne przepisy prawne.

Wspomniane statystyki oraz zalew komunikatów medialnych (artykuły, książki, filmy dokumentalne i programy telewizyjne z transpłciowymi bohaterami) mogą stwarzać wrażenie, że transpłciowość to wynalazek XXI w. W rzeczywistości o mężczyznach i kobietach urodzonych w nieodpowiednim ciele pisano od wieków. W przeszłości oznaczało to zmianę garderoby i przyjęcie nowego imienia. Rozwój chirurgii plastycznej na początku XX w. pozwolił nielicznym na poddanie się zabiegom usunięcia albo zmiany niechcianych narządów. Od tego czasu dokonał się spory postęp: dziś dysponujemy terapiami hormonalnymi, które umożliwiają bezpieczne ukończenie transformacji fizycznej.

Christine Jorgensen to Caitlyn Jenner lat 50. ub.w. Nie była jedyną osobą, która dokonała zmiany płci za pomocą operacji plastycznych i hormonów, ale najotwarciej o tym opowiadała. 24 września 1951 r. George Jorgensen, introwertyczny dwudziestosześcioletni żołnierz z Nowego Jorku, przeszedł pierwszą z trzech operacji, w czasie której usunięto mu jądra i przekształcono penisa w pochwę. Trzy miesiące później, po ostatniej operacji, o jego przypadku zaczęła się rozpisywać prasa. Jorgensen wróciła do domu jako gwiazda medialna i zaczęła występować w klubach nocnych. Jak sama przyznawała, nie potrafiła śpiewać ani tańczyć, ale „w jakiś sposób w niecały rok przemieniłam się z koszmarnej niedorajdy życiowej z Los Angeles w gwiazdę słynnego klubu nocnego, której nazwisko rozświetlało markizę na Broadwayu”.

Wielu Amerykanów czytało artykuły i obserwowało występy Jorgensen z chorobliwą fascynacją. Gabinet doktora Hamburgera w Danii, gdzie przeprowadzono operację, zasypały listy od zdesperowanych obcokrajowców błagających o operację. Amerykanów odsyłał do doktora Harry’ego Benjamina, endokrynologa specjalizującego się w zagadnieniach płci kulturowej i seksualności, który prowadził gabinety w Nowym Jorku i San Francisco. Benjamin napisał potem The Transsexual Phenomenon [Zjawisko transseksualności], przełomową książkę, która spopularyzowała ideę, że tożsamość transpłciowa ma podłoże biologiczne, a nie wynika z traumy psychicznej albo niewłaściwego wychowania, jak sądzono wcześniej. Napisał też wstęp do autobiografii Jorgensen, przedstawiając jej zdrową, normalną rodzinę z uroczą matką i ojcem będącym odpowiednim wzorem dla syna. Jak wyjaśniał Benjamin, z badań naukowych wynika, że poczucie bycia mężczyzną albo kobietą powstaje w mózgu rozwijającego się płodu. Choć uczeni nie znali jeszcze wszystkich szczegółów, „wydaje się to niemal całkowicie obalać twierdzenie psychoanalizy o warunkowaniu zachodzącym w dzieciństwie jako jedynej przyczynie transseksualizmu”. Dokonał również rozróżnienia na „transseksualistów”, którzy chcieli zmienić płeć, i „transwestytów”, którzy chcieli ubierać się w stroje przeciwnej płci, ale nie mieli poczucia, że znajdują się w niewłaściwym ciele. (Określenie „transseksualny” było stosowane do lat 90., kiedy zastąpiono je słowem „transpłciowy”).

Benjamin odsyłał wielu swoich pacjentów zainteresowanych operacją do Szpitala im. Johnsa Hopkinsa, gdzie dokonywano zabiegów chirurgicznych na dwupłciowych dzieciach. Chętnie zajmował się nimi doktor Howard Jones, tamtejszy chirurg ginekolog. Po latach powiedział, że kiedy tylko przeczytał doniesienia prasowe o Jorgensen, doszedł do wniosku, że jeśli Europejczycy dokonywali chirurgicznej zmiany płci, on również mógł to robić. Jones uważał taką operację za wyzwanie i doskonalił techniki oraz obmyślał zabiegi, których próżno było jeszcze szukać w podręcznikach medycyny. Uważał, że Szpital im. Johnsa Hopkinsa dysponuje wszystkimi specjalistami potrzebnymi społeczności transpłciowej: endokrynologami, psychologami, urologami i chirurgami plastycznymi. Wszyscy byli nawykli do współdziałania ze względu na doświadczenia z dziećmi urodzonymi z niejednoznacznymi genitaliami. Klinikę Tożsamości Płciowej w Szpitalu im. Johnsa Hopkinsa (Johns Hopkins Gender Identity Clinic) otwarto oficjalnie w 1966 r. jako pierwszą klinikę transpłciową działającą przy znanej placówce medycznej. (Kilku transpłciowych pacjentów leczono tam już w latach 50.).

Zespół Johnsa Hopkinsa oczekiwał od pacjentów ubierania się zgodnie z wymogami docelowej płci przez dwa lata i pozytywnego wyniku na teście psychologicznym – dopiero po spełnieniu tych warunków rozpoczynano terapię hormonalną i zabiegi chirurgiczne. Warunki te opierały się raczej na przypuszczeniach niż dowodach naukowych. Jones wspomina, że jego żona Georgeanna, szefowa endokrynologii reprodukcyjnej, podzielała jego zapał, ale obawiała się protestów. Jej obawy okazały się bezpodstawne i klinika rozpoczęła działalność, nie wzbudzając większych protestów.

Wiele osób mających poczucie, że żyją w niewłaściwym ciele, zachęcano, aby udały się do Baltimore z powodu szerokiego rozumienia płci zaproponowanego przez Johna Moneya, członka zespołu Szpitala im. Johnsa Hopkinsa. Twierdził on, że istnieje siedem czynników kształtujących płeć, a należały do nich nie tylko chromosomy i genitalia, ale również zachowania i poczucie własnego ja. Niemniej nieprzerwany napływ pacjentów twierdzących, że ich tożsamość płciowa nie pokrywa się z tą, w jakiej zostali wychowani, obaliła jedno z głównych twierdzeń Moneya – o plastyczności tożsamości płciowej w pierwszych 18 miesiącach życia. Przekonanie to skłaniało lekarzy do operowania dwupłciowych dzieci, a nawet zamieniania w dziewczynki chłopców z mikropenisami albo nieudolnie obrzezanych, pod warunkiem że nie skończyli jeszcze 18. miesiąca życia.

Dlaczego?

Dziś naukowcy wiedzą, że kluczową rolę w formowaniu się tożsamości płciowej odgrywa rozwój mózgu w macicy. Dowiedzieliśmy się tego z badań na zwierzętach. W jednym z klasycznych eksperymentów z 1959 r. pokazano, że samice szczurów urodzone po tym, jak ich ciężarnym matkom wstrzyknięto testosteron, miały niejednoznaczne genitalia i próbowały pokrywać samice w taki sposób, jak to czynią samce. Jednak, co zszokowało naukowców, kiedy poziom testosteronu spadał, a samicom wstrzykiwano estrogen i progesteron, nadal pokrywały one inne samice. Była to pierwsza wskazówka sugerująca, że ukształtowanego mózgu nie da się zmienić za pomocą terapii hormonalnej. Tak czy inaczej, autorów tego badania, a także podobnych przeprowadzonych później, interesowały głównie zachowania seksualne, które są czymś znacząco odmiennym od tożsamości płciowej.

„Ludzie, a nawet niektórzy naukowcy, mówią często o tożsamości płciowej [gender] zwierząt. Być może rzeczywiście ona u nich występuje, ale nie mamy tego jak zweryfikować. Wiemy tylko, że zwierzęta mają płeć”, mówi doktor Leslie Henderson, profesor fizjologii i neurobiologii z Geisel School of Medicine na Dartmouth College. Inni naukowcy pokazali, że zachowania seksualne zwierząt służą nie tylko reprodukcji, ale również przejawianiu agresji i podkreślaniu dominacji. Czasami zwierzęta uprawiają seks w zamian za pożywienie. Dlatego też, dodaje Henderson, musimy zachować ostrożność w wyciąganiu z tych zachowań wniosków na temat „orientacji seksualnej” czy „tożsamości płciowej”. Dalsze badania na gryzoniach wskazały na występujące różnice w wielkości niewielkich regionów mózgu obok podwzgórza u samców i samic. U ludzi zbiorowisko komórek nieopodal ciała migdałowatego, zwane przyśrodkową częścią jądra łożyskowego prążka krańcowego, osiąga niemal dwukrotnie większy rozmiar u mężczyzn niż u kobiet. Podobnie jak inny obszar mózgu zlokalizowany nieopodal podwzgórza, zwany INAH 3 (jądro podwzgórza). Nie wiemy, czy i w jaki sposób te różnice w wielkości wpływają na tożsamość płciową. Henderson przestrzega jednak, że rozmiar nie jest najważniejszy: „Równie dobrze może chodzić o jakiś neurotransmiter, liczbę połączeń albo coś zupełnie innego”. Przeprowadzono wiele eksperymentów, w których przebadano mózgi osób transpłciowych, aby sprawdzić, czy odpowiadają ich tożsamości płciowej czy zewnętrznej anatomii. Inaczej mówiąc, pytamy, czy mózg Mel jest z wyglądu bardziej męski czy kobiecy. Większość tego rodzaju badań miała bardzo niewielki zakres i słabe podstawy, do tego stwierdzono w nich minimalne zależności.

„Wydaje mi się dość oczywiste, że w grę wchodzi trwały komponent biologiczny – mówi doktor Joshua Safer, dyrektor Grupy Badawczej ds. Medycyny Transpłciowej (Transgender Medicine Research Group) na Uniwersytecie Bostońskim. – Ale – dodaje – tak naprawdę nie wiemy niczego konkretnego. Najlepsze obrazy z rezonansów magnetycznych mogą pokazywać drobne różnice, jednak gdy damy specjaliście stos zdjęć mózgu, nie rozpozna, które należą do osób transpłciowych, podobnie jak karkołomnym zadaniem byłoby odróżnienie mózgów mężczyzn od mózgów kobiet”.

Poczucie znajdowania się w nieodpowiednim ciele wynika prawdopodobnie z szeregu czynników, w tym hormonalnych, genetycznych, a może nawet związanych z substancjami obecnymi w środowisku. Poza tym czynniki wywołujące transpłciową tożsamość u jednej osoby mogą odbiegać od tych, które wywołają ją u kogoś innego.

Punkt zwrotny

Jako dziecko Mel pragnął być chłopcem. Chciał nosić spodnie z działu dla chłopców, nie lubił spódniczek i falbanek. Matka spełniała jego życzenia. Szyła mu nawet specjalne koszule i spodnie, w których chodził do szkoły, ale wymagała, żeby zakładał sukienkę podczas wizyt u fotografa. Rodzina uważała Mela za chłopczycę, która w końcu odkryje swoją kobiecość. W szkole średniej nie chciał się wyróżniać, więc zapuścił włosy i ubierał się jak inne dziewczyny. „Na zewnątrz byłem bardzo radosny, towarzyski i pełen energii, ale odbiegało to znacząco od tego, co działo się w moim wnętrzu”. Na Uniwersytecie Arizony poznał mężczyznę, który został jego mężem. „Ogromnie mnie pociągał”, wspomina. Po ukończeniu studiów kontynuowali związek na odległość, a w 1989 r. się pobrali.

W 1999 r. Mel doszedł do przekonania, że narastające poczucie niezadowolenia z życia wynika z faktu, że jest lesbijką. Para przeszła w stan separacji, a rok później się rozwiodła, niemniej nadal łączyła ich przyjaźń i wspólne wychowywanie malutkich wtedy jeszcze dzieci. Matka Mela mocno przeżyła jego coming out, co na kilka lat skomplikowało ich relację – zresztą on sam nie był zadowolony ze swojej sytuacji. Związki z kobietami dostarczały mu fizycznej przyjemności, ale często były podszyte niepokojem. „W tamtym okresie przez cały czas chodziłem na terapię i chciałem być wyzwoloną lesbijką, ale znajomości z kobietami jakoś się nie układały i wciąż zastanawiałem się, dlaczego dorosłość musi być takim koszmarem – opowiada. – Początkowo miałem wszystko, co tylko mogłem sobie wymarzyć: karierę, na którą trudno było narzekać [inżyniera], idealnego męża, dwoje pięknych dzieci. Czegoś mi w tym jednak cały czas brakowało. Nie potrafiłem tylko zrozumieć czego. Pojęcie płci kulturowej nie pojawiło się na żadnej sesji terapeutycznej”.

Punktem zwrotnym było spotkanie zorganizowane w szkole, do której chodziły dzieci Mela. Jako szef działu ds. różnorodności w komitecie rodzicielskim Mel zaprosił na spotkanie Yes Institute, instytucję pomagającą pedagogom w tworzeniu warunków bezpiecznych dla dzieci będących gejami, lesbijkami i osobami transpłciowymi. „Jako koordynator spotkania ze strony rodziców zająłem miejsce z tyłu klasy. Siedzę i widzę, że puszczają fragment programów Oprah Winfrey i Barbary Walters rozmawiających z transpłciowymi dziećmi. Jedno z nich wyglądało tak samo jak ja w dzieciństwie. Zacząłem się zastanawiać, czy nie jestem nieszczęśliwy z tego samego powodu”. Mel zapisał się na tygodniowe seminarium w siedzibie Yes Institute w Miami na Florydzie. „Na zajęcia przychodziła gromada transseksualistów, ludzi na różnych etapach zmiany płci, co mnie przeraziło. Miałem już na koncie coming out i rozwalenie małżeństwa. Zacząłem myśleć: «Cholera, za chwilę zrobię to wszystko jeszcze raz»”.

Mel po raz pierwszy ogłosił publicznie swoje przemyślenia po tym, jak powiedział o wszystkim rodzinie; wspierali go w tym brat i dwie siostry. Na spotkaniu rady mieszkańców Upper West Side na Manhattanie, w którym uczestniczyło co najmniej 50 osób, zwrócił się do nich następującymi słowami: „Osobiste przemyślenia doprowadziły mnie do wniosku, że to płeć jest źródłem mojego cierpienia. Zamierzam zgłębiać ten temat, a wy zapewne zauważycie, że będę przechodził pewne zmiany. Nie potrafię przewidzieć, czym to się skończy, ale chciałem was zapewnić, że będę dokładał wszelkich starań, aby wywiązywać się z moich obowiązków przewodniczącego i chętnie odpowiem na wszystkie pytania związane z przemianami, jakie są przede mną. Sprawa ta jest równie zaskakująca dla mnie, jak dla was. Zachęcam do zadawania pytań i proszę o cierpliwość”. Podobne słowa wygłosił na najbliższym posiedzeniu komitetu rodzicielskiego (któremu wtedy przewodniczył). Kilka osób podeszło do niego później i powiedziało, że nie wiedzą, co myśleć o tej sprawie, ale życzą mu jak najlepiej.

Na szczęście Mel mieszkał w postępowej społeczności. Jego terapię prowadził endokrynolog uchodzący za jednego z największych specjalistów na świecie w leczeniu osób transpłciowych. Nie wszyscy mają tyle szczęścia. Tak czy inaczej, nigdy nie jest łatwo zmienić się w inną osobę niż ta, za którą uważają nas ludzie. „Przechodzi się żałobę – opowiada Mel; zupełnie jak po każdej innej stracie, nawet rozwodzie. – Osoba, którą się kochało, osoba, z którą wiązało się nadzieje na przyszłość, nagle się zmienia i ta przyszłość znika. Płeć kulturowa jest niezwykle silnie osadzona w naszym poczuciu własnego ja i w naszych relacjach społecznych. W czasie jej zmiany człowiek zaburza wszystkie aspekty swojego życia. A to nieuchronnie prowadzi do żałoby”.

Mel poddał się podwójnej mastektomii w 2010 r. Niedługo potem rozpoczął terapię hormonalną. Najpierw przyjmował lek blokujący wydzielanie estrogenu i przyspieszający menopauzę. Po kilku miesiącach nie potrzebował już blokerów, ponieważ jego organizm – zupełnie jak u kobiety, która przeszła menopauzę – przestał produkować estrogen. „Od razu zrobiło mi się lepiej. Zacząłem się czuć w swoim ciele prawdziwym sobą. Kiedy ustało działanie estrogenu, dużo bardziej przypominałem siebie”, opowiada.

Następnie zaczął nacierać klatkę piersiową żelem z testosteronem, ponieważ działa on wolniej od zastrzyków. „Chciałem uniknąć jakichś szaleńczych zmian, a w ten sposób miałem poczucie, że kontroluję dawkowanie”, mówi. Mimo to testosteron wywarł silny wpływ na jego pożądanie seksualne. „Byłem naprawdę zaskoczony tym, jak potężną rolę odegrał testosteron w moich reakcjach seksualnych. Przypominałem chłopaka w okresie dojrzewania. Wszyscy, wszystko stawało się potencjalnym obiektem seksualnym. Zabroniłem sobie chodzić na randki. Miałem poczucie, że nie panuję nad emocjami. Chciałem zaczekać do czasu, kiedy sytuacja się unormuje. Zamieniłem się w siedemnastoletniego chłopaka przechodzącego dojrzewanie”. Jak podkreśla Mel, tym nastoletnim pragnieniom towarzyszyło dorosłe nastawienie do świata.

Hormony rządzą

U transpłciowych mężczyzn (przejście od kobiety do mężczyzny) dzięki podawaniu testosteronu rozwijają się mięśnie, pojawia się zarost na twarzy, zwiększa się libido, a czasami zmianie ulega nawet zapach ciała. U transpłciowych kobiet (przejście od mężczyzny do kobiety) estrogen nie tyle wywiera bezpośredni wpływ, ile obniża poziom testosteronu. To z kolei powoduje spadek masy mięśniowej i zmianę rozmieszczenia tkanki tłuszczowej, która przenosi się na uda. Niektóre transpłciowe kobiety przyjmują też antyandrogeny, aby jeszcze bardziej obniżyć u siebie poziom testosteronu. Lekarze monitorują pacjentów, obserwując, czy nie pojawiają się u nich efekty uboczne. Przyjmowanie testosteronu zwiększa liczbę komórek krwi, co może prowadzić do wyższego ryzyka udaru albo zawału serca. Jak wynika z niektórych badań, estrogen może podnosić ryzyko depresji. Mimo to doktor Safer, endokrynolog z Uniwersytetu Bostońskiego, twierdzi, że ludzie są generalnie tak zadowoleni ze zmiany płci, że przeważa to nad jakimikolwiek potencjalnymi zagrożeniami zdrowotnymi płynącymi z terapii hormonalnej.

Terapia hormonalna u dorosłych transpłciowych osób nie pozwala na usunięcie wszystkich zmian, jakie zaszły w organizmie w okresie dojrzewania. Testosteron nie zmniejsza rozmiaru piersi. Estrogen nie powoduje kurczenia się jabłka Adama ani nie zmienia niskiego męskiego głosu na bardziej kobiecy. Właśnie dlatego wielu lekarzy zgadza się obecnie na leczenie nastolatków, a nawet rozpoczynanie terapii z chwilą pojawienia się pierwszych sygnałów dojrzewania płciowego. Najnowsze wytyczne Towarzystwa Endokrynologicznego, opublikowane jesienią 2017 r., mówią, że niektóre dzieci poniżej 16. roku życia mogą rozpocząć terapię hormonalną. Jest to odejście od poprzednich wytycznych, opublikowanych osiem lat temu, które stwierdzały, że terapię hormonalną powinno się rozpoczynać mniej więcej w 16. roku życia. Ale jak przestrzegają eksperci, wciąż nie dysponujemy odpowiednią liczbą danych. Żadne przeprowadzone na dużą skalę badanie nie śledziło rozwoju dzieci na przestrzeni wielu lat, monitorując efekty uboczne albo gromadząc informacje na temat tego, ilu nastolatków deklarujących się jako osoby transpłciowe wcale się takimi nie okazało.

Lekarze obawiają się rozpoczynać terapię u nastolatków, które mogłyby później uznać, że wcale nie chcą zmienić płci. Skutki zażywania leków hamujących dojrzewanie płciowe są odwracalne, więc jeśli dziecko stwierdzi po jakimś czasie, że nie jest transpłciowe, może przestać je zażywać i przejść opóźniony proces dojrzewania. Niektórzy lekarze proponują podawanie nastolatkom leków hamujących dojrzewanie płciowe, aby zaczekać, aż osiągną dorosłość niezbędną do zrozumienia konsekwencji tej decyzji. Nie jest to jednak takie łatwe. Jak zauważył pewien lekarz, samo uświadomienie sobie własnej transpłciowości jest trudne, a równie traumatyczne może okazać się trwanie w wiotkim chłopięcym ciele, podczas gdy koledzy z klasy wyrastają na owłosionych, muskularnych młodych mężczyzn, a koleżanki na krągłe młode kobiety. Najnowsze zalecenia zawierają sugestie, ale każde dziecko należy rozpatrywać indywidualnie (jak doskonale wiedzą specjaliści i rodzice). Uniwersalny protokół postępowania nie sprawdzi się we wszystkich sytuacjach.

W odróżnieniu od Mela i innych dorosłych, którzy dokonali zmiany płci, mając już dzieci, nastolatki muszą brać pod uwagę ryzyko, że staną się bezpłodne. U dziecka, które urodziło się jako chłopiec, a później zaczęło przyjmować antyandrogeny i estrogen, gwałtownie spada liczba plemników w nasieniu. Niektórzy dorośli przerywają na kilka miesięcy zażywanie leków, aby odzyskać płodność. Nastolatki mogą zamrozić spermę lub komórki jajowe, ale z takiego rozwiązania nie skorzystają dzieci, które zaczęły przyjmować blokery hormonalne po pojawieniu się pierwszych objawów dojrzewania. W takiej sytuacji nie da się pobrać spermy od chłopców ani dojrzałych komórek jajowych od dziewczynek.

Ojciec nastolatka, który zmienił swój wygląd zewnętrzny z chłopięcego na dziewczęcy, mówi, że jego dziecko uważa rozpoczęcie terapii estrogenem za dzień swoich narodzin. Matka nastolatki, która rozważa zmianę z kobiety na mężczyznę, mówi, że wolałaby odwlec terapię za pomocą testosteronu do czasu, kiedy dziecko będzie miało co najmniej dwadzieścia lat, ponieważ obawia się długofalowych skutków tej decyzji.

„Najbardziej przeraża mnie to, że nikt nie potrafi nam powiedzieć, jakie to ma skutki dla rozwijającego się mózgu”, mówi. Zastrzega jednak, że jeśli jej dziecko wpadłoby w depresję, korzyści płynące z terapii hormonalnej przeważyłyby nad długofalowymi zagrożeniami. Mel twierdzi, że testosteron dał mu więcej pewności siebie. Czy działo się tak dlatego, że był szczęśliwszy, a przez to pewniejszy siebie? A może winę ponosił testosteron? Mel nie potrafi tego rozstrzygnąć.

Pół wieku temu, kiedy doktor Jones pomagał stworzyć klinikę tożsamości płciowej w Szpitalu im. Johnsa Hopkinsa, obawiał się, że oczekiwania pacjentów wykraczają poza możliwości medycyny, że ludzie transpłciowi będą chcieli otrzymać lekarstwo na swoje lęki. Dziś wielu ekspertów żywi przeciwne obawy: niepokoją ich skutki braku leczenia. Ponad 40% osób transpłciowych w Stanach Zjednoczonych próbuje popełnić samobójstwo – to dziesięciokrotnie wyższy wskaźnik niż w całej populacji. Do większości takich prób dochodzi przed rozpoczęciem terapii. Mel nigdy nie uważał się za osobę o skłonnościach samobójczych, ale między 16. a 26. rokiem życia spowodował dziesięć wypadków samochodowych. „Dość emblematyczny był u mnie ten brak uważności – opowiada – owa chęć dojechania na miejsce jak najszybciej”. Być może naukowcy nigdy nie odkryją przyczyny niezgodności między tożsamością płciową a zewnętrznymi narządami płciowymi, ale społeczność aktywistów, badaczy i lekarzy klinicystów stara się znaleźć najlepsze i najskuteczniejsze terapie, które pomagałyby ludziom w bezpiecznej, dokonywanej w odpowiednim momencie zmianie płci.

***

Fragment pochodzi z książki Randi Hutter Epstein „Pobudzeni. Skąd się wzięły hormony i jak kontrolują w zasadzie wszystko”, przeł. Jacek Konieczny, Marginesy 2019.

Wiedza i Życie 1/2020 (1021) z dnia 01.01.2020; Medycyna; s. 16

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną